[231+1]. Misternie [u]tkane nostalgią. (Już nie) Młody Człowiek i [Ziemio]mo(r)że. /O kręgach na wodzie/ (2)

Jeśli nie Czytałaś/ Czytałeś pierwszej część recenzji to zapraszam:wystarczy kliknąć.

Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie-
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła.

[Pieśń o stworzeniu Ea, cykl Ziemiomorze, Ursula K Le Guin,  Pruszyński i S-ka, Warszawa 2015].

[muzyka z filmu pt. Pina, źródło nagrania] Ot, takie skojarzenie. Taniec jako uwolnienie pierwotnej energii…

Jeśli nie pamiętasz, albo nie miałeś/ miałaś okazji przeczytać wpisu nr 231,albo nie pamiętasz go, to zanim omieciesz wzrokiem i uchem (wewnętrznym) potok czarnych pikseli składających się na zdań szyk, zajrzyj i przeczytaj. Jak można się domyślić, a dzięki znakowaniu [231+1]… (2) mieć pewność, ten wpis odnosi się do/ stanowi ciąg dalszy wpisu nr 231.

Bardzo cieszy mnie fakt, że  wydawnictwo Pruszyński i S-ka zdecydowało się przypomnieć twórczość Ursuli K  Le Guin, w całkowicie nowej odsłonie, tak zbierając wszystkie tomy sagi (1-6) w jednej książce księdze, audiobooku, czy jego elektronicznym odpowiedniku. Dzięki temu mamy całkowitą dowolność w sięganiu po tę formę, która nam najbardziej odpowiada, czy stosownie do okoliczności. Aaaale przechodząc — wolnym krokiem— do treści… Ile się w tym wpisie zmieści.

To, że Le Guin pisała sagę przez ponad trzy dekady z jednej strony pozwoliło jej na uchwycenie zmian społecznych i namysłu nad tymi, co dla niektórych jest argumentem krytyki wysuwanej pod adresem autorki, z drugiej zaś, mamy w ręku (albo uszach: jeśli chodzi o książkę mówioną) dzieło niesamowite. Niechybnie pod pretekstem snucia baśni mamy studium stosunków społecznych. W tej opowieści tak jak już wcześniej pisałam,  nie jest najważniejsza akcja, potyczki, czy batalistyczne fantasmagorie. Mamy sporą dawkę antropologii,  dyskusji o feminizmie, statusie kobiet, i mężczyzn, studium władzy, dostępie do niej,  rodzajów  tak władzy jak i wiedzy (np tej dotyczącej ziemi, albo tej, którą posiadają magowie, Jest tu wiele odwołań tak do pradawnych rytuałów jak i do pradawnej mocy natury), ale także podjęcie niepopularnych rozważań  o celowości zachowania celibatu, i oczywiście o miłości, czy sztuce dokonywania wyborów, konstruowania praw, dyskryminacji etc. Niebagatelny wachlarz tematów i to, misternie utkanych medytacyjnymi zdaniami. Nie dziwi więc fakt przyjęcia takiego właśnie sposobu narracji.

Nie od dzisiaj powieści fantasy konstytuowane są przez badaczki i badaczy, niezależnie czy będzie to konserwatywna w swoim wydźwięku Trylogia Tolkiena, czy z drugiego kontinuum uniwersum Świata Dysku. Nawet realizm magiczny Mistrza i Małgorzaty  nie oprze się  ich szkiełku i oku.  Ale nie ma tu moralizatorstwa, może to po prostu — bez wielkich słów — piosenka o stosunkach społecznych, tylko tyle.

Dla mnie osobiście jest to bardzo ważna książka (pisząc książka, mam na myśli sześć tomów) z której treścią „powinny”* się zaznajomić osoby, dla których ważny jest rozwój osobisty, a nie są miłośniczkami fantasy (albo: jeszcze o tym nie wiedzą, ha!). To z jednej strony, i to tej dobrej. Osobiście nie przekonuje mnie argument o tym, że to przecież k l a s y k a  gatunku. Bo przecież Ursula K Le Guin stworzyła zręby gatunku, czy to się komuś podoba, czy nie, tak właśnie jest, ale nie jestem przekonana do tego by to kogoś zachęciło do sięgnięcia po tę właśnie książkę.

Mapa Ziemiomorza [źródło zdjęcia].
Mapa Ziemiomorza [źródło zdjęcia].

Jak często dajemy się uwieść fakturom słów, albo wartkiej akcji? Zbyt często, to co jedni podkreślają jako wadę, ja uważam, za zaletę, akcja toczy się leniwie i jest pretekstem do medytacji, albo dialogu z tekstem. Co z tego, że uraduję się batalistycznym teatrem i szczękiem oręża, jeśli po prostu będzie to zręczny chwyt (a jeśli marketingowy – to w szczególe). Z opowieści, którą sączy autorka można wyłuskać wiele, jeśli tylko interesujemy się socjologią i antropologią kulturową, tym bardziej. Tekst staje się dla nas tym bardziej atrakcyjny. Wszak nie zapominajmy, że czarownica to jest ta, która wie, a niewiasta nie wie nic. I nie jest to zwykły zabieg lingwistyczny, ale wiedza zaczerpnięta chociażby z wcześniej wymienionych dziedzin. Nie, nie znajdziemy wytłumaczenia tego, dlaczego tak właśnie jest, ale rozważania o naturze ludzkiej już tak, o naturze harmonii i równowadze, ale żeby to dostrzec, warto spojrzeć poza warstwę słowną, chociażby w rytm sączących się słów, sposobie narracji, czy dostrzeżeniu odbicia lustrzanego. Nie jest to więc efekt starzenia się lecz celowy zabieg, i jakże trafny. Rozbudowane sceny wojny, czy intryg niepotrzebnie by odciągały  moją uwagę, a jeśli odwoływać się do Lao Tzu, to (autorka tłumaczyła przecież jego dzieło) to właśnie w ten sposób. Nie oznacza, więc że nie ma tu smaczków językowych, tyle, że są one inaczej niż zwykle wyrażone. Osobom tłumaczącym także warto oddać chwałę (niezastąpiony Stanisław Barańczak, do tego Piotr W. Cholewa, Paulina Braiter). Zastanawia mnie tytuł dlaczego nie zostawić angielskiego odpowiednika? Może dlatego, że kojarzyłby się za bardzo z tolkienowskim uniwersum? Zostawiając to pytanie, warto docenić kunszt, zważywszy, że nie widać szwów, a dzieło pisane było przez przeszło trzydzieści lat, co wymusiło pracę w grupie, nie muszę przekonywać jak to wymagające.

Bohater/ka — warto zaznaczyć, że Le Guin po wydaniu trzech pierwszych tomów (które nie są  obszerne) zreflektowała się, że bardzo mało miejsca poświęciła w swej twórczości postaciom kobiecym, co zaowocowało następnymi trzema książkami, i dzięki temu mamy nie tyle dwoje bohaterów (Geda i Tenar), co możemy obserwować ich rozwój. Z drugiej strony można spojrzeć na kwestię inaczej, mianowicie tak, że naprawdę jedn-ą jedn-ego gdyż tylko razem (łącząc w sobie męską i kobiecą stronę napisałby Jung) tworzymy całość. Ukazane jest nie tylko dojrzewanie bohaterów, stosunki społeczne, aspiracje, sztuki: dokonywania wyborów, i pójścia własną [?] drogą — i konsekwencje tegoż ostatniego, ale tu, opisana jest także starość — to ważne, i jakże rzadkie, nakreślenie kontinuum życia ludzkiego od młodości do starości (włącznie). Co ważne, możemy zaobserwować tworzenie się pełni, i to na wielu poziomach, temu właśnie służą środki lingwistyczne, narracja,historie, perspektywy, dylematy…

[Ursula K LeGuin Opowieści z Ziemiomorza , Pruszyński i S-ka, Warszawa, 2015, czyta Andrzej Ferenc, źródło zdjęcia].
[Opowieści z Ziemiomorza, cykl: Ziemiomorze, tom 6, Ursula K Le Guin, Pruszyński i S-ka, Warszawa, 2015,tłumaczenie: Stanisław Barańczak, Piotr W. Cholewa, Paulina Braiter czyta Andrzej Ferenc, źródło zdjęcia].

Opowieści z Ziemiomorza — naprawdę nie tylko warto, ale jeśli już się zdecydujemy sięgnąć po Ziemiomorze, to po cały cykl włącznie z Opowieściami, znajomość ich pozawala celnie spojrzeć na całość, to tak jak znajomość idiomów danego języka. To cement, wiążący sagę. Wiele wyjaśnia, ale i domyka. Medytacyjny sposób prowadzenia myśli i tkania rzeczy oczywistości jest majstersztykiem. Nie jest to zwykłe nakreślenie legendy, Opowieści rzeczywiście trzeba czytać po pięcioksięgu, mając świeżo w pamięci bohaterki i bohaterów, o czym wspominałeś Kruku, albo zatrzymać się na trylogii. Wydanie  w jednym tomie, choć w druku nie jest to poręczne, jest strzałem w dwunastkę, albo w ósemkę*.  Zostawiając w tyle (zabawę w)liczę (b)w ni[c]ki czytanie w tej kolejności ma tę zaletę, że podążamy od ogółu, do szczegółu, tak jak oglądamy obrazy,dzieła sztuki, w muzeum. Możemy przyjrzeć się elementów znaczeniu poszczególnych. Mogłabym zakreślić zawartość czy Ziemiomorza, czy też Opowieści z Uniwersum, ale tak jak i wcześniej, teraz też tego nie zrobię. Wszak nie o to chodzi żeby napisać bryk, jeśli ktoś/ia jest zainteresowan-y/a to takich stron jest zapewne wiele.

Chyba najbardziej w fantasy lubię —obok warstwy językowej — odkrywanie zależności i znaczeń, odwołań, źródeł. Można pisać książki różne, jednakże gdy te z gatunku fantasy uznajemy za wartościowe, to do ich stworzenia potrzebne jest połączenie fantazji i erudycji. Jednakże sztuką jest stworzenie światów i zależności między nimi w taki sposób by niepotrzebnie nie żonglować trudnymi słowami, a porozrzucanie ich jakoby od niechcenia, albo nie natarczywego chcenia. Nie dlatego, by zachować (fałszywą) skromność, ale dlatego by książkę można było odczytywać na różnych poziomach, odklejając kolejne warstwy i/albo wielokrotnie. Tylko przyjemność pozostaje ta sama.

Gdy spotykam się z opiniami na temat Ziemiomorza, to różne osoby nadmieniają, że warto przeczytać po raz wtóry całą sagę, wtedy to odkrywa się to, co zostało przysłonięte za pierwszym razem. I tak, nie jest to novum, zwłaszcza jeśli naszą uwagę odciąga wykreowanie nowego (dla nas) Universum. Tak dzieje się z i z tą pozycją. A więc nie potrzebnie napisałam o doborze języka jego (medytacyjnej) melodii ? W moim odczuciu nie. Dlatego, że z jednej strony powieści fantasy, dla człowieka niezorientowanego, albo takiego, który dopiero zyskuje biegłość, są wielotomowe, co potęguje poczucie niezorientowania w gąszczu ksiąg tajemnych, która pierwsza, a która kolejna, a potem…? Od początku? 🙂 Można i tak, a ktoś/ia broni?

Bez mała można powiedzieć, a nawet napisać (!), że proza Le Guin należy do kanonu, i osoby, które uważają, że obcowanie z książką im nie groźne  Ziemiomorze bez wątpienia są im znane, a jak nie są? No cóż… Nie nie jestem apologetką twórczości Ursuli, niemniej mam takowe intuicje, że nie tylko jak mówiła Szymborska, że żyjemy krótszymi zdaniami, to na pewno** miała na myśli również to, że czytamy coraz mniej uważnie, a Ziemniomorze (nie mówiąc o innych utworach) są niedostatecznie znane.

Andrzej Ferenc jest lektorem wszystkich sześciu części, jednak zdumiewa, że saga nie zyskała  obszernej oprawy dźwiękowej, może jeśli trzymać się koncepcji jednego lektora, to może efekty dźwiękowe? W końcu przywiązuje się znaczenie i wydaje książki w postaci mówionej. W Polsce od lat wielu (na potrzeby osób z niepełnosprawnością wzroku, ale wtedy w o wiele uboższej oprawie, niestety, chociaż warto dodać, że obecnie dysponujemy nieporównywalnie lepszą techniką utrwalania dźwięku).

—-

* nie lubię słowa powinny, dlatego używam cudzysłowu.

** na pewno? Takiej pewności mieć nie mogę. Nie mogę i nie uzurpuję sobie takiego podejścia.

Skrócony (od)noś(ni[c]k) do tekstu: http://wp.me/p59KuC-QW

6 Comments

  1. „Czarnoksiężnik z Archipelagu”, Wydawnictwo Literackie i ich świetna seria „Fantastyka i Groza”, połowa lat osiemdziesiątych. Pochłaniane łapczywie ,strona po stronie, na wagarach w czytelni biblioteki miejskiej… Później niecierpliwe czekanie do roku 1990 kiedy Phantom Press wydaje trylogię, a potem jeszcze „Tehanu” i początkowe rozczarowanie… Jak to ?! Ged zepchnięty na plan drugi ??? Ale okazuje się nadspodziewanie piękne, a potem wspaniałe na dodatek…. No i w momencie kiedy dzięki „kapitalizmu” następuje zalew księgarskich półek wszelakim chłamem byle z etykietką „fantasy” lub „sf” bo i tak się sprzeda i kiedy „Fantastyka” karleje staje się „Nową Fantastyką”… Rozbrat czytelniczy z gatunkiem… A tu po latach czytam, że już sześć tomów… Czas chyba przypomnieć sobie opowieść o pastuszku kóz, który przez zbytnią ciekawość poznał swój Cień zbyt wcześnie… Dziękuję za przypomnienie tego co zapomniałem…

    Polubione przez 1 osoba

    1. A ja dziękuję za komentarz. Czytałeś Ziemiomorze? I co? No właśnie wydaje mi się, że wiele osób nie chce rozumieć przemiany Geda, albo, rzeczywiście jej nie rozumie/ nie zgadza się z nią/. Ciekawa jestem ile mamy jeszcze lektur wspólnych? Bo wydaje mi się, że całkiem nie mało… No Pruszyński zaszalał, bo i ebook, i audiobook, i papier, choć wydaje mi się, że to standard (pomału). Szkoda tylko,że audiobook jest rozpisany na jeden głos, bez dodatków. Chociaż jak czyta(ł) Zborowski Mistrza i Małgorzatę bardzo mi to odpowiadało, że jest bez dodatków. Serdecznie polecam, i Ziemiomorze, i Mistrza i Małgorzatę- chociaż wydaje mi się, że nie trzeba. Pozdrawiam,

      Polubione przez 1 osoba

  2. Oczywiście, że czytałem…Wielokrotnie… Moja przygoda czytelnicza z Urszulą zaczęła się od opowiadania bohaterem, którego był niejaki Pan Podgórski („Prawo imion”) umieszczonego w numerze czasopisma „Fantastyka” poświęconego w całości smokom (początek lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia), potem „Czarnoksiężnik….” wyżej wspomniany… No i „Lewa ręka ciemności” w kontekście, której zmiana …perspektywy z męskiej na żeńską w opowieści o Krogulcu nie jest tak zaskakująca już… „Mistrz i Małgorzata”… ba… wystarczy poczytać me wpisy na blogu archiwalne i jasne jest, że to ma ukochana książka… Vonnegut, Philip K. Dick, Lem, E.A.Poe, H. P. Lovecraft, Heller („Paragraf 22” genialny w całości i na wyrywki), Jonathan Carroll (świetny aczkolwiek bardzo nierówno piszący i w większych dawkach nużący) Henry Kuttner za genialne opowiadania (no ba, „Czego ci Trzeba” zobowiązuje), Stephen King ale po kilku kiksach niesamowitych mój kredyt zaufania kiedyś nieograniczony zmalał bardzo … i … dłuuuugo by wymieniać… Aczkolwiek obecni czytam ułamek tego co kiedyś, nad czym ubolewam…

    Polubione przez 1 osoba

    1. U mnie w kolejce „Sześć światów Hain” tam jest lewa ręka ciemności, podobnież, więc to uniwersum jeszcze przede mną. Nie jestem tak biegła w fantastyce jak Ty, i chyba wolę (na tym etapie życia fantasy), ale nie wykluczam zmiany perspektywy, albo połączenia dwóch, wszakże lubię sobie poLEMizować. Użyczyłam „Listy” Mrożka do Lema (i odwrotnie) i po prostu nie mogę odżałować, bo przeczytałam ledwie początek, jak panowie rozprawiali o motoryzacji, i wzajemnie się przekomarzali chcąc zaimponować… Niewiele tego. Mistrza i Małgorzatę lubię sobie podczytywać, a jeszcze lepiej lubię iść do teatru, i sobie „ponagoglądać” wydłubywać różne znaczenia i postaci, tak jak to było z Teofaną. Myślę, że spokojnie mógłbyś wymieniać co czytasz, ja się nie nudzę gdy czytam to co napisałeś! Do Kinga nie mam przekonania. A Kuttner jeszcze przede mną, jeśli sięgnę, to będzie to Twoja zasługa.
      Może tak jest, że z wiekiem czyta się mniej? Ale za to, bardziej dojrzale? Nie wiem, czy Ty takze masz takie wrażenie, że teraz ludzie czytają na akord (bardzo duże ilości humbugów) oczywiście, nie wszyscy, i nie zawsze. Nie chodzi mi, aby kogoś stawiać wyżej, a kogoś niżej, mam jedynie takie wrażenie (graniczące z pewnością), że nikomu nie opłaca się uczyć, w jaki sposób dobierać lektury. Jedne przecież mogą służyć rozrywce, drugie (szeroko pojętemu rozwojowi) albo w połączeniu… I martwi mnie wyrażenie „opłaca się” użyte w zdaniu. Może nie o opłacalność tu chodzi, a o użyteczność? Albo, co gorsza, bezużyteczność…
      Z innej beczki, albo półki, czytasz literaturę górską?

      Polubione przez 1 osoba

  3. Swoje wrażenia z Ziemiomarza zacznę od tego, że nie jestem znawczynią gatunku fantasy, co może mi na dobre wychodzi, bo cyklu Le Guin nie mam z czym porównywać i do czego odnosić. Nie zapoznałam się też szczególnie wnikliwie z innymi opiniami na ten temat więc nie oczekiwałam niczego innego niż po prostu dobrego czytelniczego przeżycia. Ponadto, na odbiór ksiażki nigdy nie wpływa sama treść, ale też okoliczności i sytuacja emocjonalna w jakiej się ją czyta. A ja czytałam w żałobie Felku…
    I wszystko to razem sprawiło, że lektura bardzo do mnie trafiła. Pisałaś, że leniwa akcja jest pretekstem do medytacji. Dokładnie tak! Moje pierwsze skojarzenie było z Biblią. Dokładnie ten rytm. Może w innej sytuacji by mi to przeszkadzało, ale teraz było właśnie w porządku. „Czarnoksiężnik z Archipelagu” uspokajał i łagodził moje emocje. Nie czułam się znudzona, wprost przeciwnie – losy Geda przykłuwały moją uwagę, jego przemiana wzbudzała refleksję, a wszystko to w taki łagodny, relaksacyjny sposób.
    Ale…
    Od początku też uderzyło mnie, że jest to „męska” opowieść. Kobiety w tej historii traktowane były marginalnie i z lekceważeniem, i na dodatek skupiały w sobie cechy negatywne (przeszkadzały, knuły, manipulowały i były nieprzewidywane).
    Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy w drugiej części główną bohaterką stała się kobieta. Spodziewałam się, że zrównoważy „męskość” opowieści, że stanie się przeciwwagą dla Geda. Nie do końca tak się stało, ale i tak „Grobowce Atuanu” bardziej przypadły mi do gustu niż część pierwsza. Nawet psychologicznie. Bo przemiana bohaterki w tej części była dużo bardziej spektakularna i ciekawsza niż w przypadku Geda. Ged został utemperowany, spokorniał, złagodniał – to też ważne, ale Tenar się wyzwoliła. Potrafiła przezwycieżyć strach przed nieznanym i odrzucić całą swoją wiedzę, wychowanie, przekonania, cały dotychczasowy system wartości, styl życia i tożsamość, która nie dawała jej spełnienia i zaryzykować dla czegoś nowego.
    „Najdalszy brzeg” to jakby mentalna powtórka części pierwszej – ciekawa, ale nie porywająca. Znów mężczyźni (teraz w klasycznym duecie – mistrz i jego uczeń, a spodziewałam się raczej, że kontynuacja będzie dotyczyć losów Geda i Tenar) ratują świat. Za to bardzo podobało mi się zakończenie – było zaskakujące z tą utratą mocy…
    „Tehanu” rozpoczyna w cyklu zupełnie nowy etap. Widać, że dzieli ją od poprzedniej części sporo czasu. Jest tu zupełnie inna dynamika, co może się podobać, bo naprawdę akcja nabrała tempa, więcej tu się dzieje, więcej emocji i więcej bohaterów… Ale ponieważ ja nie miałam równie dużo czasu na ewolucję swojego czytelniczego nastroju, to w wielu momentach mi ta ksiażka „zgrzytała”. Napisałaś, że Ziemiomorze jest swoistym studium panujacych w rzeczywistości stosunków społecznych. Owszem. Ale od „Tehanu” jest też jego jawną krytyką. Krytyką rzecz jasna słuszną, ale mnie to irytowało. Bo to tak, jakby Autorka krytykowała samą siebie, że stworzyła męski świat, z męskimi wartościami, a teraz Jej to zaczęło przeszkadzać i słowami swoich bohaterek podważa i krytykuje własną fantazję. O wiele bardziej od takiej otwartej krytyki w fikcyjnej bądź co bądź opowieści, wolałabym stworzenie rzeczywistości alternatywnej, w której Tenar nie musiałaby się zastanawiać dlaczego kobiety odgrywają w świecie tak podłą rolę. To przecież Autorka tworzy rzeczywistość! Dlaczego taką właśnie rolę przeznaczyła dla Tenar i innych powołanych przez siebie do życia bohaterek? Z tego powodu właśnie feministyczna wymowa tej części ani mi się podobała, ani przekonała, choć przecież jestem feministką i takich treści się nie boję. Napisałaś, że cykl Le Guin pozbawiony jest paternalizmu i moralizatorstwa. A jednak napisałabym, że nie jest wolny od natarczywego dydaktyzmu – i to mnie czytelniczo nieco uwiera. Jak kamyk w całkiem wygodnym skądinąd bucie…
    „Inny wiatr” – postaci kobiece zaczynają odgrywać rolę dominującą, choć wciąż spotykają się z obraźliwymi i upokarzającymi uprzedzeniami. Czyli ciąg dalszy dydaktyzmu. Relacja Tenar i Tehanu… sama nie wiem. Jestem matką córki więc powinnam rozumieć, a jednak niezbyt było to dla mnie przekonujące. Co nie zmienia faktu, że fabularnie historia podobała mi się bardzo.
    „Opowieści z Ziemiomorza” – są ważne, bo tak jak piszesz: uzupełniają i zamykają niektóre wątki. Zupełnie nie przeszkadzał mi brak chronologii. Podobały mi się same przez się, bez żadnych dodatkowych znaczeń i podtekstów. Nie są do niczego pretekstem, ani tłem, są po prostu ciekawe i doskonale się je czyta. Są jak bajki na dobranoc:-).
    Podsumowując: Ziemiomorze czytane w dość trudnym dla mnie czasie było mi pociechą i wspaniałą odskocznią od rzeczywistości. Wykreowany świat był niezwykle ciekawy, choć mam wrażenie, że niestety nie grał głównej roli, a stanowił jedynie tło dla odwzorowania panujących realnie stosunków społecznych. Podobno cykl jest zamknięty, ale bardzo chciałabym poznać kolejną odsłonę, w której to kobiety-smoki, istoty spełnione i szanowane czuwają nad równowagą wszechświata dbając, by męskie ambicje, pycha i skłonność do przemocy nie doprowadziły do katastrofy:-).

    Polubione przez 1 osoba

  4. 1.Ziemiomorze nadaje się tak na początek jak i na koniec przygody z fantasy. Zwłaszcza na początek, żeby się nie zrazić, czytając jakiś humbug. W niektórych kręgach Le Guin nazywa się antytezą Tolkiena, którego twórczość (Silmarylion plus Trylogia) jest unurzana w Biblii.

    2 Sposób czytania Ziemiomorza bywa różny, by odczytać intencje i tak można zrobić to dwojako, albo: 1-3, albo [czego jestem zwolenniczką]1-6 zwracam na to uwagę gdyż pisanie i przekonania Le Guin ewoluowały w trakcie pisania. powodem napisania 4 części było takowe, że doszła do wniosku iż mało miejsca poświęciła kobietom, i te, były nie najlepsze.

    3 Motyw utraty mocy był chyba najmocniejszym punktem, i takim ludzkim… Kto dziś pisze o starości, w sposób zrównoważony i nie tendencyjny?
    Chociaż nie tylko w ten sposób można odczytać ten wątek.
    4. . Acu rem tetigisti. Autorka stwarza rzeczywistość, ale ma prawo do pomyłki, albo do zmiany zdania, patrz proszę tło historyczne, tj. moment historyczny. Moim zdaniem właśnie poprzez swoje stadium krytyczne książka ma większą siłę rażenia. Jeśli oczywiście, ktoś nie zatrzyma się na poziomie opowieści. To właśnie siła, chociaż nie każdej osobie może się podobać. Nic prostszego zamknąć sagę i napisać nową.
    Nad dydaktyzmem się zastanawiam, nie usprawiedliwiam autorki (bo nie wiem, czy to konieczne) mnie brakuje opowieści z perspektywy równościowej. NIe wiem, czy owego dydaktyzmu nie można odczytywać bardziej historycznie, ALBO: żeby to był jeden ze sposobów odczytania.
    Możesz rozwinąć wątek matki i córki? Dlaczego Cię nie przekonuje? Co byś zmieniła, co dodała? Czego ujęła?

    Nie wiem czy w kolejnym odsłonie światów kobiecy byłby tak idealny? Nie wiem, czy to w ogóle możliwe jest, ale poznałbym dalszy ciąg również. Też mam wrażenie, że świat(_ów) opisanie, nie gra głównej roli, i nie jest to jakoś ukryte i zamaskowane, z tego powodu myślę,Ziemiomorze przekracza granice gatunku.
    Mam nadzieję, że po Felku już lepiej.

    Polubienie

Zapraszam do dyskusji :):