Iwaszkiewicz lubił jesień, która nasyca kontury miast i jego wnętrza. Człowiek, w którym – jak sam pisał, lato się przełamywało.
A potem przyjdzie śmierć: wszystko rozwiązując niczego nie wyjaśni. Odejdziemy tak, jakeśmy żyli: osobno. Świat nasz własny i jedyny musi nam wystarczyć do śmierci i po śmierci. Byle tylko nie zgłębiać tej myśli do końca, byle tylko nie przemyśleć tego fizycznie. Obumieranie rąk, mącenie się myśli, sen wieczysty przeżyty naprawdę: wtedy chwyta paroksyzm piekielnego, kurczowego strachu. Odejdziemy tak, jakeśmy naprawdę żyli: osobno. Zawsze pomiędzy potwornie wielkim światem i potwornie wielkim niebem, samotni.
[Księżyc wschodzi, Czytelnik 1975, Jarosław Iwaszkiewicz].
Zastanawia mnie czasami ilość uczuć i myśli, które zapadają się w nicość i nie pozostawiają żadnych śladów. Opadają one jak liście na drzewach, ale nie zawsze przetwarzają się w dobroczynny ferment, na którym powstają nowe myśli i uczucia. Jeżeli jednak wszystko, co jest naprawdę przemyślane i naprawdę przeżyte, ma jakieś dalsze istnienie i jak fala morska przepływa w dal, i w głąb, to chyba jestem jedynym przewodnikiem, w którym zachowała się część energii życiowej mojego przyjaciela. [mowa o Jerzym Mikłucho-Makłaju – Benjamin].
[Książka moich wspomnień, Jarosław Iwaszkiewicz].
(Jan Garbarek– źródło).
Dlaczego nie pielęgnujemy w sobie samotności? Tak często, nie dajemy jej przestrzeni do wzrostu, to tak jak przyprawa, podkreślająca smak potrawy, ale jej nie dominuję nad nią?