Nie trzeba się trudzić, i brudzić i nudzić by znaleźć tu lekkie treści, ten blog także i je pomieści! Ten wpis także nie będzie wyjątkiem. Zaproponuje garść dźwięków i wydźwięków przychylnych. Przytulnych. Gdzieś pomiędzy popem, a lekkim jazzikiem. Jeśli zdarza Ci się sympatyzować z popjazzem to z pewnością znajomość pierwszych taktów powitasz z zadowoleniem i przyjemnym rozleniwieniem znakomicie korespondującym z popołudniową jesienną kawą. Wracamy do liczb nieparzystych, praktycznych i zapomnianych. Może gdzieś tam na najbardziej z zakurzonych półek tuła się dźwięk… Dziś z przyprószeniem zmęczenia, ale bez jęczenia i z przymrożeniem ucha, a nie, nie przepraszam (o tym było w ostatnim wpisie września) przymrużeniem ucha. Ucha cha-cha. Nie, wróć, nie cha-cha.
Co proponuję?
Dianę Krall– Złośliwi piszą o niej, że to jazz dla klasy średniej, która to klasa, uważa, się za słuchającą jazzu. Ale co tam, gdyby pop w Polsce miał głos i umiejętności jakimi dysponuje Kanadyjka to ja, osobiście byłabym ukontentowana… Jeśli ktoś/ia chcę się zaprzyjaźnić z tymi dźwiękami właśnie, to album When I look in your eyes jest znakomitym początkiem podróży… Doskonała dykcja, kompozycja albumu nieprzegadana. Także dlatego, że można znaleźć na niej piosenki: George‚a Gershwina, Irvinga Berlina, Michaela Franksa, czy Cole‚a Portera w aranżacji Johna Mandela. Dokonały album na jesienny wieczór przyprószony swingiem, i symkami, dobrą sekcją rytmiczną i głosem Diany, który nie do końca decyduje się na zachrypnięcie…[Wspomninałam o jej album_ach! także tutaj].
Gabrielę Anders Waiting wciąż czeka na odkrycie w naszym kraju. Co dziwi gdyż Polacy i Polki ukochali sobie kołyszące rytmy oscylujące wokół bossanowy. No dobrze, nie przepadam za bossą i nową, ale to dobry przykład w jaki sposób można łączyć jazzik z rytmami latynoamerykańskimi i nawet wykorzystać w sposób brzmienie komputerowe. Ciepły nie tylko jest głos Gabrieli, ale także wybijający się saksofon. Nie razi – i nawet się podoba, kolejna wersja Dziewczyny z Ipanemy, a to bardzo dużo, jeśli weźmiemy pod wzgląd liczbę przeróbek, wersji niby nowych, kontr (o)_wersji… Całość przyjemnie spójna, radosna jesiennie i smutna wiosennie. Nic, tylko się pozwolić kręcić płycie w odtwarzaczu.
Norah Jones, teraz jest już znana, tak w Polsce jak i poza nią. Gdy po raz pierwszy trzymałam ten krążek w dłoniach niewiele osób wiedziało o jej istnieniu, śpiewaniu i wydawaniu albumów. Dziś, sprawa uległa zmianie. Come Away With Me to pierwszy album artystki, wcześniej była tylko EPka, z nagraniami z pierwszej sesji. Nie polecam tego albumu dlatego, że rozszedł się w fantasyczno-przerażającym nakładzie i zdobył aż 5 nagród amerykańskiego przemysłu muzycznego (proszę zwrócić uwagę na osoby, które podjęły się produkcji albumu jak również towarzyszących pianistce instrumentalistów), i wcale nie dlatego, że wpisuje się w konwencję trzech szybkich, albo pasuje do nastroju. Subtelność prostoty.Nie tylko na coraz dłuższe czernią jesienne wieczory.
Z życzeniami kojącego zasłuchania i owocnego: tak poszukiwania — jak znajdowania, a może i wspominania 5000Lib. Smacznego wieczoru, dobrego nadchodzącego końca tygodnia.
Nie omieszkam sprawdzić 🙂 Pop dlatego, że popularny czy w sensie płyty stały się popularne, czy dlatego, że miks jazzu z bardziej prostymi wpadającymi w ucho dźwiękami?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jedno i drugie, ale drugie b a r d z i e j. Dlatego też albumy stały się t a k popularne, choć – co warto zaznaczyć, i wyraźną czcionką napisać- nie można odmówić wokalistkom wykształcenia muzycznego 🙂 Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Będzie relacja z 20 października? Zapewne warto ale wiadomo… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
… że co? Przepraszam…
PolubieniePolubienie
Relacja z koncertu Diany 🙂
Bo ja się nie wybieram ze względów finansowych chociaż zapewne warto by było 🙂
PolubieniePolubienie
Nie wiem gdzie jest koncert Diany. Co znaczy, nie wybieram się. Relacji nie będzie. 🙂
[Aktualizacja]: Sprawdziłam koncert jest w Warszawie, nie dość, że ceny biletów… Ale to raczej norma…No to jeszcze trzeba było by się teleportować do Warszawy, potem wrócić… Jeśli ktoś lubi nomadycznomuzyczne życie…Jak Kto-ś/-sia chce, to dlaczego nie?
PolubieniePolubienie
Trzebaby było sprawdzić, może coś wpadnie w ucho..
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A jak wpadnie i nie wypadnie? :p I co wtedy? Daj znać czy Ci się (nie) spodobało, i co?
PolubieniePolubienie
Ostatnio rzadziej, ale kiedyś, owszem, słuchałam, czasem. Na słoneczną jesienną sobotę jak znalazł(a). 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Lekkie, łatwe i przyjemne. Czego dawniej słuchałaś?
PolubieniePolubienie
Z Twych trzech propozycji najczęściej Diana i Norah wybrzmiewały z mych głośników. I nadal je lubię, odświeżyłaś mi pamięć. 😉
PolubieniePolubienie
Sięgam do starszych płyt. Jeśli chodzi o Dianę. A Ty, czego słuchasz?
PolubieniePolubienie
Przyznam zupełnie szczerze, że damskie głosy to ma muzyczna słabość. Najwięcej słuchałem Nory, całkiem sporo Diany, lecz Gabrieli nie znam. Więc poznam.
Podzielę się tu pewną efemeryczną znajdźką z czasów dawnych: https://www.youtube.com/watch?v=Fous-9E6vYk
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nory słuchałam jak jeszcze nikt jej w Polsce nie znał, Diany jak Kydryński (Marcin) przedstawił ją w Trójce (koncert z 97) i później (może dlatego wolę starsze nagrania?) A Gabrielę też mi ktoś podrzucił.
Dziękuję za sznurek, odsłucham przy sposobności. 🙂
PolubieniePolubienie
Ja Nory słuchałem, gdy zaczynała być znana, a słuchałem za sprawą kolegi, który Trójki słuchaczem aktywnym był. Diany chyba zaś po Mannowym poleceniu, ale pewności nie mam. Dużo muzyki znajdowało drogę do mnie po buszowaniu np. po last.fm
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dla mnie muzyka, to w pierwszej fazie, przede wszystkim ludzie i rozmowy, polecenia i spotkania(wtedy o last. fm się nie śniło nawet fizjologom, ani fizjoterapeutom) 🙂
PolubieniePolubienie
U mnie jest tak z początku z gatunkowym poznawaniem – w nowe strony zmierzałem najczęściej czyimś tropem, ale już-zaraz-potem wyruszałem własnym krokiem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U mnie to się mieszało, i do tej pory się miesza bo lubię rozmawiać o muzyce, literaturze, filmie, rzeźbie, teatrze, socjologii, historii, e tam, poza tym jest coś takiego w przyrodzie jak synergia, czy/i krytyczne myślenie (to ostatnie boli).
PolubieniePolubienie
Jest synergia, jest i synchroniczność. A tak bogatych rozmów zazdroszczę.
PolubieniePolubienie
🙂
Rozmawiać zawsze można…
PolubieniePolubienie
Owszem, ale trzeba mieć z kim. I trzeba mieć skąd. Ja o rzeźbie, teatrze czy też malarstwie mógłbym jedynie mało wymownie pomilczeć.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podróż zaczyna się od pierwszego kroku, tak powiadają przynajmniej… Przeczytałam wczoraj bardzo złe eseje o sztuce, że ręce mi opadły, a autor niby uznany za erudytę, tako rzecze prasa popularna w naszym kraju nad Wisłą, srodze się zawiodłam. (Najgorsza książka tego roku).
PolubieniePolubienie
Nawias o powadze świadczy. Któż Cię za zwiódł i zawiódł?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie wiem, czy o powadze, ale srooodze się zawiodłam, i zwiodłam i pozwoliłam zwieść. Eee..
Potrafię zrozumieć białą czcionkę, bo i tematycznie mi koresponduje czarne tło, i obrazy potrafią wybrzmieć (Nie bez kozery np „Tratwa meduzy” miała być pokazywana w takich, a nie innych warunkach. A odsłanianie „Początku świata” to teatr iście.). Ale na papierze zostają ślady, mam czyste ręce jak czytam, a książka się rozlatuje (dbam o książki). I niektóre z obrazów/ reprodukcji są bardzo maciupkie.
Merytorycznie: potrafię zrozumieć wybór tematów (nie da się napisać książki o wszystkim), ale to zawężenie, a autor naprawdę przez całą książkę się powtarza. Do tego, powiela stereotypowe myślenie (Maria Magdalena – Prostytutka, albo historia o Locie i jego córkach). Jeśli już bierzemy coś na warsztat, o czymś mówimy, oczekiwałabym, zwłaszcza od erudyty, wielości, albo chociaż kilku perspektyw narracji, oczywiście, nie chodzi o to by się z nimi zgadzać, albo je podzielać.
Dla kogoś kto czytał eseje, chociażby, to ujęcie tematu nie jest nowe.
Możesz oczywiście sięgnąć po książkę Pascala Quignarda i jego [„Noc seksualna”] dla mnie osobiście, lektura była starą czasu/ i zapewne jest także stratą pieniędzy.
PolubieniePolubienie
Odpowiadając. Człowieku, wiesz, jak ja się (dawno temu) naszukałam tej piosenki (nie znając tytułu)!
PolubieniePolubienie
Powierzchowność i powielanie stereotypów przez (rzekomego) erudytę to erudycji zaprzeczenie. Zwłaszcza jeśli formą jest esej. A strata czas cenniejszą jest od straty pieniędzy (nie zgadzam się z przysłowiowym zrównywaniem).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oczywiście, że powierzchowność i powielanie stereotypów, a nazwanie kogoś erudyt[k]ą to eufemizując- oksymoron. Tyle, że proszę zwróć uwagę, że ja go nie nazwałam erudytą.
No czas cenniejszy. Ale np dajmy na to taką sytuację masz mnóstwo czasu, przynajmniej tak Ci się wydaje na potrzeby tego przykładu, ale nie masz pieniędzy by zakupić lek ratujący życie, czyli co…
Oczywiście, mogłabym napisać, tak, by nie czepiać się już słów, ja mam czas, ale osoba chora go nie ma, czyli wielość perspektyw się kłania, ale oczywiście, czas jest cenniejszy, nie można z niego zrobić konfitury na potem (sic!). Można za to próbować zakonserwować przeszłość. Erudycja wymaga czegoś więcej niż oczytania. Szkoda, że ludzie (w większości) o tym zapomnieli i zadowalają się prostym i zręcznym żonglowaniem terminami. A może, niewygodne jest, jeśli ktoś wie, więcej? Z innej perspektywy? Z innej przegródki? Zwłaszcza- jeśli czerpie tej, z którą się nie zgadzamy? A jeśli osoba aspieująca do bycia erudyt[k]ą nie ma odwagi? Odwaga, szumne słowo.
PolubieniePolubienie
Zwróciłem uwagę na rozróżnienie między popularnym postrzeganiem erudyty i Twoim niedostrzeganiem tego. Oczytanie same w sobie powinno rozwijać, ale nie musi. Nie każdy zresztą, choć i godnym tego był, zadatki na erudytę miał będzie. Wiedzę można mieć ogromną, ale z przekazaniem jej mogą wystąpić problemy. Żonglowanie terminami, odpowiednia poza, silny pozór, dziś tyle starcza. A odwagę trzeba mieć codzienną, by w zgodzie ze sobą żyć.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
1.Piszesz: „Zwróciłem uwagę na rozróżnienie między popularnym postrzeganiem erudyty i Twoim niedostrzeganiem tego”.
Masz rację, przez długi czas tego nie widziałam i „coś mi zgrzytało”. Teraz dostrzegam, ale się na to nie godzę.
2. Widzę to w ten sposób: odwaga jest niezbędna by nie tyle, żyć ze sobą w zgodzie, ale by się zmieniać (tak to widzę).
PolubieniePolubienie
A tu znów ciekawa kwestia – czy być sobą oznacza być niezmiennym czy też właśnie zmieniać się? Ja przychylałbym się ku drugiej opcji, ale przypuszczam, że wiele osób obstawiałoby jednak niezmienność.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Obstawiać, obstawać, o właśnie, ob_Stawać to sobie mogą, chodzi jednak o to (a jednak się [wz]rusza!), że zmiany mogą być różnego pochodzenia, to znaczy, mogą być upragnione (co nie znaczy, że nie są cieżkie/ trudne), i mogą być nagłe, nie przewidziane przez nas. Każda osoba się zmienia. I są i takie i takie. Ja się stażeje, to znaczy, zmiana pociągająca za sobą też różnego rodzaju zachowania/ oczekiwania (moje względem___) i czyjeś względem mnie. Wreszcie są tzw. zadania rozwojowe, ale przecież nie tylko, a to tylko jeden aspekt z__wielu. Heraklit mówił, że jedynym pewnikiem jest zmiana… I zapewne nie chodziło mu o system pracy (chyba, że nad sobą).
PolubieniePolubienie
Nocna zmiana trwa. Bluesa też. Przy okazji nowego drzewka spytam: czy znalazła się sposobność wysłuchania sznurka?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiedziałam, że o czymś zapomniałam Ci napisać… Tylko zapomniałam o czym. Tak, całkiem przyjemne, coś mi przypomina, ale nie wiem co…
PolubieniePolubienie
Skoro przyjemnie, to przyjemność i dla mnie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂
PolubieniePolubienie