[719+1]. Impresja.

Rok tysiąc sześćset trzeci dla Angielek i Anglików był to rok naznaczonym śmiercią Królowej Dziewicy Elżbiety I, która zmarła w wieku sześćdziesięciu dziewięciu lat. Czyż wygląda na fotografii wyjściowo? Zależy jak spojrzeć. Zachęcam do zabawy i dyskusji w komentarzach.

I.

Bardzo obawiała się tego, że będzie taka gruba jak jej ojciec tyran i jedynowładca Henryk VIII. No może nie było to jej pierwsze zmartwienie, obawiała się też śmierci, wszak jej starsza siostra prawie skazała ją na śmierć. Prawie robi dużą różnicę, nawet gdy owo prawie było by rozmiarów szczeliny czy cienia. Nie tylko dnie na dworze angielskim upływały na intrygach. A co z całym ogromem historii, tej oficjalnie zapisanych w księgach, tę której zwykło nam wtłaczać do głowy. Omińmy ją łukiem nie tryumfalnym, dat, i wydarzeń pełne są księgi, których nikt nie czyta. (Z własnej woli).

Wracając do spraw wielkiej wagi, Gdy Elżbiecie I przyszło jeść w towarzystwie dworzan brała do ust zaledwie kilka kęsów i zrywała się od stołu jak halny w górach, nie przeszkadzała w tym nawet obszerna suknia, czy kryza. Częstokroć jadała samotnie w swoich komnatach by nie czynić tego publicznie. Oczywiście patrząc na powyższą reprodukcję możemy mieć wrażenie, że jest to osoba potężna. I nie jest to przypadkowe, ponieważ Elżbieta I została uchwycona w chwili zwycięstwa nad hiszpańską Wielką Armadą. Jeśli spojrzeć na obraz po lewej stronie za plecami władczyni widnieje mały obraz na którym to widzimy jak Anglia pokonuję Hiszpanię w bitwie morskiej, ale nie tylko to możemy zobaczyć- po prawej stronie widzimy, hiszpańską flotę, która nie radzi sobie z warunkami atmosferycznymi, sztormy u wybrzeży Irlandii, czyli nawet pogoda nie sprzyja wrogini Anglii! Do tego przekaz ten wzmocniony jest przez inne obecność innych symboli pereł, czy syreny, mityczne stworzenia, a raczej stworzenie ma także po swojej stronie wielka władczyni, która nie chcę być – jak jej ojciec wielka gabarytami, ale osiągnięciami. Stworzona na obraz i podobieństwo greckich i rzymskich bogiń, a jak nie wierzysz, to giń.

Dla sympatyków i sympatyczek matematycznych potyczek w tysiąc pięćset osiemdziesiątym ósmym roku miała zaledwie pięćdziesiąt pięć lat, a na tronie swojego kraju zasiadała już wtedy od prawie trzech dekad (koronacja odbyła się piętnastego stycznia tysiąc pięćset pięćdziesiątego dziewiątego roku). Droga doń była niebezpieczna i wyboista. Zwarzywszy chociażby na postępowanie ojca władczyni, o poczynaniach starszej siostry już wspomniałam, ale przecież nie tylko to ledwie przyczynek. Jedna z nitek historii.

Niemniej za sprawą Katarzyny Parr jego ostatniej żony, która przeżyła Henryka VIII o prawie d w a d z i e ś c i a m i e s i ę c y, co jest nie lata wyczynem, Elżbieta zdołała nie tylko pogodzić się z ojcem (wcześniej została wygnana) ale także zapewniono jej gruntowne wykształcenie dość nadmienić, że uwielbiała taniec, muzykę, układała wiersze– i nie chodzi o kwerendy i exele- znała wszystkie języki, którymi posługiwano się na terenie ówczesnej Europy z wyjątkiem niemieckiego. Wspomnieć dość, że tłumaczyła teksty, posługiwała się płynnie i greką i łaciną. Miała gibkie ciało przynajmniej… Do czasu, i nie chodzi o to, czy jej się chciało i czy nie chciało utrzymywać w zdrowiu ciało.

Gdy po śmierci Marii I Tudor obejmowała tron, zastała królestwo w ruinie, nie tylko zadłużone, ale także targane wojnami, czy też buntami wznieconymi na tle religijnym, jakby to mogła ująć młodzież dostające baty po równo od Hiszpani i od Francji. Nie dziwi zatem fakt, że Elżbieta I chciała być zapamiętana. Inna sprawa, że robienie portretów w chwilach tryumfu było rzeczą powszechną, nie wymyślił nikt na szczęście wtedy mediów antyspołecznościowych. Elżbieta miała mawiać nagabywana by wyszła za mąż, że poślubiła Anglię to wersja oficjalna (nieoficjalna, że miała wielu kochanków, a wiązać nie chciała się z nikim, to skutkowało by oddaniem władzy). Obraz także wiadomość non omnis moriar. Rodzaj butelki wrzuconej do oceanu. Nakazu, taką masz mnie zapamiętać Anglio, taka jestem świecie. Miną dni moje, ja nie minę nigdy. Pozostanie po mnie wiele, nie tylko dwa tysiące par rękawiczek.

II.

Oczywiście bogactwo wylewa się z obrazu. Mamy pozostać z wrażeniem przytłoczenia. Tyle, że nie jest to jedyne wrażenie jakie pozostawia Elżbieta I. Wiadomo, że uwielbiała jazdę konną i potrafiła rumakować jak mało kto, i nie dlatego, że mało kto by stanął z nią w szranki w tej dziedzinie, zazwyczaj chadzała dziarskim krokiem, wprowadzając w zdumienie (i zadyszkę) młodsze wiekiem dwórki, gdyby nie bielenie lic na niejednym policzku zagościłby rumieniec.

W roku tysiąc pięćset sześćdziesiątym drugim Elżbieta I przeszła ospę, i tak, była to bardzo poważna choroba, o tym nikogo nie trzeba było przekonywać. Zostawiła po sobie widoczne znaki, które były odczytywane przeróżnie, i tak, bardzo źle, a to miały być świadectwem rozwiązłości seksualnej, a to naznaczenie przez bóstwo. Dlatego nie tylko Elżbieta starała się je zamaskować by nie dać asumptu do tego by ktoś jej przypisywał nadmiar fantazji. Nie wiadomo, czy akurat maści stworzonej wedle tego przepisu używała władczyni, ale z pewnością można stwierdzić, że cieszyła się ona powodzeniem wśród innych, także piastujących wysokie stanowiska. Chociaż damom dworu nakazała ubierać się skromnie, odziane tylko w czerń lub biel, tak by ona jaśniała, a one wypadały blado, nie oznaczało to zakazu stosowania kosmetyków. A właśnie! Bladość owa…

Mikstura piękna na którą w różnych proporcjach składała się z: terpentyny, tłuszczu ludzkiego (pozyskać ją można było albo od aptekarza, albo: i to szybciej- od kata) i do tego należało dodać pszczeli wosk, taką to gotową aplikowano sobie w rany, czy blizny, które pozostawiła choroba (nie tylko władczyni przeżyła ospę). Wiadomo jednak, że Elżbieta korzystała z dobrodziejstw pasty ołowianej (w której skład wchodziły oprócz białego ołowiu, węglan arsenu, ocet rozszerzony skład wzbogacony był o kwas arsenowy). Mieszało się ją z białkiem kurzego jaja, po czym takim specyfikiem wypełniało blizny. Takie to nowości włoskie stosowała Elżbieta I by zyskać na urodzie i powodzeniu, a przynajmniej by nie być posądzoną o niecne prowadzenie się, czy naznaczenie przez opaczność (inne niż by sobie tego życzyła, ba by tak nakazała, życzenia to mogą mieć inni!).

Nie trzeba być orlicą z biologii czy chemii, by wiedzieć jakie to skutki uboczne ma ołów, który to przenikał do organizmu krótko nadmienię: począwszy od zaburzeń nastroju, paraliżu mięśni, czy utraty włosów, nie tylko tych na głowie. O cerze, zmarszczkach, wiotczeniu – nie tylko skóry, nie wspomnę. Za to dodam, że modne było stosowanie podkładów na bazie rtęci, oczywiście jako remedium na wszystko co niedoskonałe. Cera stawała się promienna, przynajmniej taki był cel i wersja oficjalnie obowiązująca. Co tam problemy z nerkami, czy wątrobą, albo drażliwość, nerwowość, drżenie zamiarowe, paranoja ślinotok, zaczernienie zębów (królowa Elżbieta stosowała cukier by nim myć zęby) metaliczny posmak w ustach, paranoja, a tak, o niej już wspominałam, a o śmierci? Do tego to tylko część specyfików łącznie z podkładem ołowianym stosowano puder z arszeniku. Do tego, królowa nakładała sobie na usta i policzki cynober w postaci proszku, zawierał on jedynie rtęć. Elżbieta na obrazie ma przyodziewek godny władczyni świata. Co skrywa za warstwami modnych podówczas specyfików? Chyba nie chciałabym wiedzieć, i widzieć. Oczywiście w ich aplikowaniu nie była odosobniona, nie należy traktować tego zachowania jako dziwactwo. Miała wiele naśladowczyń. Tak właśnie czyń!

Dla osób, które raczą wyciągać z rękawa takie wnioski wystarczy wspomnieć jak świat zachwycił się radem. Tylko Piotr Curie i Maria wykazywali się sceptycyzmem. A dla przykładu to nie tylko składnik farb luminescencyjnych (stosowany jako składnik tychże do – bagatela- tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku) ale także farb to włosów, maści, past do zębów, kleju do znaczków, składnik fluorescencyjnych strojów cyrkowych w zasadzie wszystkiego do czego można było aplikować, bo przecież rad da radę, rad zaradzi. Rad na śmierć poradzi.

III.

Od czasu do czasu przed oczy wysuwa mi się właśnie ten obraz. Skojawrzył mi się ze słowami Thomasa Strarnsona Eliota, które podają w wierszu pt. Wydrążeni ludzie (przekład dokonany przez Czesława Miłosza):

Pomiędzy koncepcję

I kreację

Pomiędzy wzruszenie

I odczucie

Pada Cień

A życie jest bardzo długie.

Pomiędzy pożądanie

I miłosny spazm

Pomiędzy potencjalność

I egzystencję

Pomiędzy esencję

I owoc jej

Pada Cień.

[Wydrążeni ludzie, Thomas Srearns Eliot, fragm., w tłumaczeniu Czesława Miłosza, [w]: Przekłady poetyckie wszystkie, wydawnictwo Znak, Kraków 2015 r. s. 245].

Skojawrzenie, które wymyka się zdaniom okrągłym. Pozostanie ze mną, nie przeganiam go, nie ponaglam. Chociaż w części wymykając się temu co uchwytne i nazwane.. Za każdym razem kiedy spojrzę na ów obraz, widzę coś innego. Nie wiem, czy moje patrzenie jest właściwe. I co to właściwie znaczy. Patrz u brzegu dwudziestego pierwszego wieku, targanego niepokojem wojny, chorób, pandemii z nadzieją na wschód słońca na radość, wytchnienie. Tylko tyle, i aż tyle.

[Elżbieta I Tudor po rozgromieniu armady, domena publiczna, źródło].

Zapraszam do dyskusji :):

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s