Dzisiaj miał się ukazać tekst o czymś innym, ale tak się złożyło, że zobaczyłam Carte Blanche- i rozłożyło się, także tak, że postanowiłam o tym filmie napisać. Pomysł – tym razem na film- podsunęło samo życie, to opowieść o fragmencie życia Macieja Białka, nauczyciela historii w jednym z lubelskich liceów, który odkrywa, że doświadcza choroby, która postępuje szybko i w wyniku, której traci wzrok, prawie nikomu o tym nie wspominając, i tak, historia szerokim echem odbiła się w mediach masowego przekazu, w swoim czasie- że oto niewidomy człowiek uczy historii- wykonuje zawód, robi to bardziej niż dobrze i tak, jest bohaterem, nie, nie tylko w swoim domu, przywołując hasło jednej z reklam. I tak, historia miała potencjał. Miał.
Nie widzę przeszkód by zacząć od tego co się udało, a raczej co dobrze zagrało, mianowicie gra aktorska Andrzeja Chyry, który wcielał się w główną postać. Widać warsztat, ale nie widać szwów, wystarczy przyjrzeć się gestom, oszczędnej mimice, nieutrzymywanie kontaktu wzrokowego , grę poprzez oczy, czy też sylwetką.
Jednak film, który bazuje tylko na emocjach, i to dosyć płytko, a to mamy tutaj zaserwowane nie zrobi się sam, i tak ślizgamy się po powierzchni opowieści, która miała potencjał, ale przecież nie poniesie są sama tylko opowieść, czy też historia głównego bohatera, którą znamy z drugiej ręki. To nie chodzi o to by był to drugi Ron Clark ani Młodzi gniewni , czy nawiązanie do Stowarzyszenia umarłych poetów, scena gdy uczennice i uczniowie stoją na wewnętrznych parapetach, ani nie chodzi o kopiowanie.
Jednakże wzięcie historii, emocjonalnej nawet, nie gwarantuje sukcesu, i tak sukcesu tu nie ma, to bo jest film, o którym się zapomni prędzej, czy później, ale który można odnotować na zasadzie: było coś o niepełnosprawnych, no był taki dzielny facet, inwalida, który… Albo no przecież możesz się wzorować na… Poczekaj, poczekaj, jak mu było… No i do wypracowań się przyda, typu obraz ludzi z niepełnosprawnościami w kulturze, nie, tu może przejść bez echa, ktoś może nie zauważyć (ale od czego jest wyszukiwarka Google) albo ktoś może nie zauważyć. Nie ma tu wątków ważnych i ważniejszych, cały film to tak jakby się go oglądało za szybą. Nie ma wprowadzenia, rozwinięcia, ale jest zakończenie, w którym oczywiście główny bohater jest pogodzony ze swoją niepełnosprawnością ma się bardzo dobrze. Obraz to wypracowanie, jednak marne. Nie istnieje spoiwo, film nie prowokuje do dyskusji, do tego w jakim kraju żyjemy, dlaczego jest tak, że osoba z niepełnosprawnością boi się o pracę, jak wyglądają badania medycyny pracy, jaki jest obraz osób z niepełnosprawnościami, ale także główne wątki i postacie są wrzucone tu bez komentarza…Po obejrzeniu (sic!) także pod lupą tego obrazu mam jedną refleksje, film nie prowokuje do dyskusji, nie stawia pytań, które powinien był – te, wspomniane wyżej, albo inne, wątki nie są ze sobą połączone, nie wynikają, nie przenikają się, nic nie widać, nawet ciemności, chociaż tu i ówdzie jest nieporadna gra świateł- nie czuć, dylematów głównych bohaterów, jeśli coś jest powiedziane to wprost, łopatologicznie, np podczas gdy romans, którego de facto nie było – się kończy. I nie, nie chodzi mi o kolejną łzawą historię. Nie tędy droga.
Jednakże odbieram ten film w taki sposób, że poza tym, że jest on pełen dziur, i to czarnych jest to historia która się nie składa nie jest poprowadzona choć potencjał jest tak jak w niektórych pierwszych wypracowaniach szkolnych zadanych na języku polskim. Potencjał nośny, jest. A może jest tak, że film właśnie taki miał być w odbiorze, i tak sobie twórcy założyli, i nie chodzi mi o to, że udajemy, że tak miało to wyglądać (sic!) ale właśnie tak nakręcony, by widza lub widzkę nie wprowadzić w zakłopotanie,nie zadawać trudnych pytań, prowadzić za to za rączkę ścieżkami dobrze już znanymi, wręcz wytartymi, schematycznymi, tak by mógł bądź mogła spokojnie zjeść obiad, czy wypić trzecią kawę w celu chociażby podniesienia ciśnienia. I powiedzieć jaki ten Kacper Bielik dzielny, no tak jak się człowiek wystarczająco postara to i można, albo inny strzelić komentarz. Nie, nie chodzi mi o epatowanie dramatyzmem. Niepotrzebne i bez sensu. Jednak sama historia nie wystarczy. Seans gorąco odradzam. Chociaż Andrzej Chyra grał świetnie, rewelacyjnie jednak on sam, czy też Urszula Grabowska, która mu partnerowała nie sprawią, że film będzie wybitny, albo chociaż dobry. Szkoda, że tak mało mają do zagrania Eliza Rybembel czy Tomasz Ziętek. Szkoda, że ten film powstał (w takim kształcie).