[545]. Urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą cios w nos albo: Ty, chono Tycho Brahe zostań moim brachem, czyli nie tylko o tym, że trzeba mieć nosa do gwiazd.

(tekst bez związku- można czytanie go pominąć)

Pamiętam, wiosna w pełni, rok dla mnie przełomowy, miejscowość pod dużym polskim miastem. Rzęsisty deszcz, intensywne zapachy, wybijające się z szarości, zieleń aż przenika szuranie niebem, bo niebo się tedy otwierało, i pytanie, co dalej, co dalej w życiu? I dźwięk, ciężkich kropel. Pamiętam dokładnie, nie tylko zapachy, te po deszczu jak i wieczorem odczuwamy silniej, rzecz jasna, ale pamiętam kadr. Okno balkonowe z którego wychodziło się na wewnętrzny dziedziniec, patio. Kadr. Siedzę przy biurku, piszę. I myślę co będzie za dekadę o tej porze. Ulotnie. I ta piosenka, która która przywołuje wspomnienie, a której słucham bardzo, bardzo oszczędnie. Wspomnienie nie stygnie, chociaż minęło więcej niż lat dziesięć. Opis brzmi niepozornie. Brzmi.

Ani nie mieszkam w wysokiej wieży otoczonej forsą fosą (tyż nie), ani sforsować nie ma czego, chociaż nazbyt często się forsuję. Nie mam parasola, który chroni mnie przed nocą, nie jestem ani dzisiaj mała (chociaż… Jeśli chodzi o wzrost…), ani jutro wielka nie będę (chociaż jeśli chodzi o wzrost… Chyba kosztów). Chociaż są przeobrażenia, jak to w gimnastyce myśli z rzeczywistością.

[Wieża radości, wieża samotności, Sztywny Pal Azji, źródło].

Źródło pod skórą. To. To. Ton bon ton tonacja atrakcja ekwilibrystyka diagonalny rytm. Dobry ton miękki i sprężysty to płynnie. Ciśnie się. Prze ciśnie pod ciśnie przeciśnie przebiśniegiem między mostkiem a przegubem. To gładko to z trudem. Ciśnienie. Krwi. Szum w żył ach. A! O! rrrr ta ch po torach brzusznym czy tam tamtym przeponowym nie nowym. Trach. Tak na jawie jak w stach, w różnych stanach jarzenia i rozkojarzenia. W jaki uczyć się siebie? I jak siebie poznać nie poznając od początku ku drogom lepszym choćby traktom taktującym traktaty nie nazbyt górzyście, czy wygórowanie. Zginąć tragicznie w ostatnim dniu wojny to tragedia. Zginąć w każdy dzień inny też. Inaczej brzmi, a doświadcza się tego jak… Metronom tyka. Ciśnie się ciśnienie przeciska. Ciśnie cisem ciosem to w dis to ot w cis. Kto jestem ja? Z ilu niepewnień zapewnień nagabywań i napewnień zapewnień się nie składam, ile klocków nie w – pasuje się w deseń, ile Osi Saskich jest nieznanych, przykrytych datami, znamionami, zburzonymi marzeniami zadeptanymi ścieżkami, zarośniętymi tropami. Nie pamiętam. A co? A co gorzkie gorsze: nie wiem. Nie jestem, co gorsze: nie byłam. Za to mam kilka ścieżek i eksperesowych dróg, objazdów, niekoniecznych. Przebudów nie z mojej winy ale z czyjegoś przekonania, przekładania i upychania ze względu na… nie ze skutków które niekoniecznie znajdują przyczyny swe czy to A czy O czy B. Tę tęsknotę na jotę przez stopę (życiową) aortę i wiedzy kohortę. Od pięty po nosa czubek. I serce. Nie kardio-logicznie, logicznie, rytmicznie życiowo.

To czas.

Czas, w którym wszyscy jeszcze żyli, a w krwiobiegu tętniła krew młoda, i pachniały kwiaty, tuż po deszczu, wieczorem, kiedy to odczuwamy zapachy najsilniej i najpiękniej.

Twoi Bliscy mają do opowiedzenia historie, których nie znasz, i być może nie poznasz, wiedzą więcej niźli Ci się może wydawać, albo możesz być przekonany, przekonana. Nie stać szansy, póki ją jeszcze masz.

Czy siedemdziesiąt pięć lat, to dużo? Czy siedemdziesiąt osiem lat to dużo? Tak, że już definitywnie.

Heraklit z Efezu był nazywany plączącym, wróć płaczącym filozofem, a to dlatego, że łkał nad ludzką głupotą. Plączącym by mógł być nazywanym ponieważ to co wygłaszał przybierało formę aforyzmów, albo prognoz niepogody w stylu będzie świeciło słońce chyba, że będzie padał deszcz- dlatego- i tu na poważnie nazywano go ciemnym. Tak mawiał, że wszystko jest w przepływie (nie mydlić z odpływem) ale nie jak Kratylos – dla którego Heraklit był wyrocznią bynajmniej, nie delficką, i największym autorytetem- że ani razu nie możemy wejść do tej samej rzeki, skoro w niej znajduje się nurt, który płynie, płynie, płynie… Dlatego wyżej mowy, czy też wiedzy stawiał czyn, który pozostaje po człowieku. I tu był bardziej krytyczny od Heraklita, który co prawda nie ufał zmysłom w dostatecznym stopniu, no dobrze, nie miał do nich zaufania, ale z drugiej strony, wierzył, że niektórzy, to znaczy nie wszyscy, mają udział w mądrości, która leży poza Człowiekiem. Rozeznanie się w mądrości polega na tym, by zrozumieć Logos. Logos rozumiany jako miara, albo taką wizję świata, wedle której mimo zmienności rzeczy, pozostaje on całością. Nie chodzi tylko o zmienność i synergię żywiołów: ognia, najbardziej pierwotnej i czynnej z rzeczywistości chociaż nie jest uniwersalny dla wszystkich rzeczy, ziemi i morza. To, że jedne mogą zmieniać się w inne możliwe jest dzięki równowadze, i proporcji, to uniemożliwia chaosowi zapanowanie nad naszym życiem i pogrążeniu świata w odmętach tak by ten się rozpierzchnął i przestał istnieć. Oto gra przeciwieństw, można by sparafrazować Heraklita i ująć sprawę tak: gra pływów utrzymuje świat, świat jaki znamy, w jakim żyjemy, i potrafimy funkcjonować to symfonia pływów. Każda z sił znajdzie naturalną siłę przewiewną przeciwną, albo też jeden stan potrafi przejść w drugi, a drugi w trzeci etetera. Jest zatem Kosmos. I jest ład nie zawsze widziany, widoczny tylko dla niektórych, ale za to warto wytężyć zmysły, a raczej iść o krok dalej, w akordy wielości, dzięki której Świat żyje, Świat żyje i ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze, nie jest on stworzony, ale trwa i trwać będzie. Jedność w rozumieniu jednakowość, czy homogeniczność jest nienaturalna, tak jak zapach. Mówi się nuta zapachowa, czy nuty zapachowe najpierw jedna, potem druga jedna przechodzi w drugą, druga w trzecią, toż to cała strofa, albo refren do tego inna metafora: bukiet zapachowy. Wiara w ułożenie, niekoniecznie po swojemu, ale ład świata, dla Heraklita była nadrzędną substancją filozofii, i tego chyba mu teraz zazdroszczę. Tej pewności, i tej wiedzy.

***

(ze skojarzeń, przypomnień, i przyjemności-tak czytanie tego tekstu także można pominąć)

Galileo Galilei jest uznany jako jeden z pierwszych naukowców, jeśli nie pierwszym, tym, który wdrożył był perspektywę naukową do tego tygla, który kiedyś miał stać się nauką przez wielkie Na. Na na. Na pewno był pierwszym astronomem. Oczywiście tworzenie nauki to jest proces, a nie nagłe, krótkotrwałe oświecenie. Pstryk: błysk i jest! Nie ,nie będziemy żonglować nazwami epok, błysk, połysk, poblask. Jeśli miałabym pisać wypracowanie, czego nie robię mogłabym wedle stereotypu zacząć tak: Tyge (imię nadane podczas chrztu) ale w historii, nie tylko astronomii, znany jako Tycho, ale nie napiszę tak, właściwie dlaczego nie wspomnieć o Brahe, o tym, że urodził się czternastego grudnia tysiąc pięćset czterdziestym szóstym w Knudstrup. I tyle z wiadomości, no może jeszcze dorzucę o to, to, że był potomkiem Beate i Ottona…A dlaczego nie? Pierwsza z brzegu postać, może sobie postać, albo przejść się po dziejach historii… O tak, przejdźmy się kawałek, byle nie mosteczkiem, bowiem mosty w tej historii odegrały rolę artefaktów przyozdabiających tragiczne wydarzenia. Z jednych lądowano do rzeki, by śmiertelnie się przeziębić, a drugie się (bezpowrotnie) paliło…. Jednakże jesteśmy na początku opowieści… Nie tak szybko przekroczymy mosty, z których zawrócić nijak.

Ojciec Tychona pełnił na dworze rolę porucznika, a co ważniejsze tajnego doradcy, by pod koniec kariery zająć się zarządzaniem zamkiem Helsingborg.Tyle, że poza tym, że był wysoko urodzonym synem dostojnika, jego życie zyskiwały nagłe zwroty, i to dramatyczne niczym z powieści, i nie, nie chodzi o tajne misje dla króla. Dość wspomnieć, że Joergen (brat ojca Tycho) nie mógł mieć progenitury dlatego ustalili wspólnie on i Otto, że oto od tak, gdy ten ostatni będzie miał syna, odda go na wychowanie Joergenowi. Dlatego też gdy Tycho ukończył rok, Joergen przypomniał bratu o złożonej obietnicy, ten jednak nie miał zamiaru jej dotrzymać dlatego, że wcześniej zdążyła się tragedia, Tycho miał brata bliźniaka, który przyszedł na świat martwy. (Śmierć dzieci na pewno poruszająca w tych czasach gdy nie znano jeszcze antyseptyki, ani syntetycznie produkowanych antybiotyków zdarzała się często, dowiemy się, że sam Tycho stracił dwoje dzieci). Tymczasem zamartwiano się tym, że to będzie jedyne dziecko pary jak się miało okazać bezpodstawnie, mieli pięć synów, i pięć córek. Tak się jednak nie stało, a wujek uprowadził pierworodnego do zamku w Tostrup prawie rok później od pierwszej nieudanej próby… Co się odwlecze… To uprowadzi. Napisać, że co ma wisieć nie utonie, to niefortunne w tej historii…

Bardzo dobrze znał łacinę, i nie podwórkową, pewnie jeszcze przed trzynastymi urodzinami doskonale władał lingua franca. Co za franca wiedzą np te osoby, które nie tylko studiują język uważany za martwy (który na kartach historii – nie tej co prawda- umierał trzy razy) ale ci, co studiują angielskie mianownictwo anatomiczne (jak wiele tu łaciny!) jednakże porzućmy język, i dywagacje o nim. Ojcu, marzyła się polityczna kariera syna nie tylko dlatego, że sam był arystokratą i admirałem jednakże plany planami, ależ cóż można poradzić na zaćmienie Słońca! A no właśnie, nic. Ale można je przewidzieć, i to właśnie było dla młodego Tychona gwiazdą, wróć punktem zwrotnym, oświeciło go! Zaraz, zaraz, wcale nie! Spowiły go ciemności, no dobrze, wcale nie takie ciemności, bo zaćmienie było częściowe, przynajmniej tam gdzie przebywał. Na młodym jeszcze nie uczonym zrobiło to piorunujące wrażenie, to, czyli, że ów zaćmienia, choćby nawet i częściowego można było przewidzieć, nie, wróć, że to zostało przepowiedziane przez arabskich naukowców, w czasach starożytnych. I tak przez osiemnaście miesięcy oddawał się spacerom, studiowaniu astronomii i matematyki ostatniego listopadowego dnia roku tysiąc pięćset sześćdziesiątego w cenie dwóch talarów zakupił wydanie prac Ptolemeusza i zaczytywał się weń jak w najlepszej poezji, czy prozie, ojciec z wyboru, albo z nadania (wszak małżeństwo Otto and Beate pogodziło się z oddaleniem syna i nie walczyło o prawa rodzicielskie- jakbyśmy dzisiaj tą sytuację określili) myślał, że to kaprys syna, wiesz, taki chwilowy przypływ nastoletnich humorów jak szkicowanie, rysowanie, bądź pisanie wierszy, minie jak ospa, bezpowrotnie pozostawiając tylko wspomnienia ewentualnie nieco przyżółkłych papierów. Tak, papierologia została tyle, że nie z poezją, chociaż dla Tychona pewnie to co pisał Ptolemeusz takim było. Dwa lata później Breche rozpoczął proces stawania się mężczyzną, czyli… Zgodnie z nakazami urodzenia, wyjechał za granicę pobierać nauki. Do Lipska. I tak poszedł na prawo, chociaż pasja nie gasła, a raczej, zważywszy na okoliczności rozbłysła jak nowo narodzona gwiazda, a wszystkie oszczędności, które miał, a raczej pieniądze, które powierzył mu ojciec wydawał… Jak na młodzieńca w jego wieku przystało na… Książki i przyrządy…. Astronomiczne, astronomiczne też były kwoty, ale cóż można poradzić na rodzącą się pasję? Chociaż tak, konstruował także samodzielnie przyrządy np laskę Jakuba (jedne z podań mówią, że ją skonstruował, a drugie, że zakupił)jakkolwiek było wiadomo, że akurat tej dobrze nie wykalibrował ponieważ to wiązało się z poniesieniem dużych kosztów materialnych, ten poradził sobie inaczej, to znaczy stworzył tablice, dzięki czemu jego obliczenia stały się poprawne. Co ważne, Tycho prowadził rzetelne obliczenia, gdy w tym czasie było częstym postępowaniem ludzi, by naciągać swoje obliczenia do panujących poglądów, np tego, że planety krążą po idealnie kolistych orbitach, bo koło to najbardziej idealny stworzony kształt. Do tego, wspomnitany Galileusz nie udoskonalił jeszcze teleskopu. (Jak już kiedyś wspomniałam, nie wynalazł on tego przyrządu, a jedynie zmodyfikował). Jednakże Tycho musiał wrócić do domu bo rozgorzała wojna pomiędzy Szwecją a Danią, jego wuj także wrócił z bitwy toczącej się na wodach Bałtyku…

Kilka tygodni później król Fryderyk II wpadł do wody. Tak to przechadzki do zamku mosteczkiem niecnie się kończą, chociaż Joergen mężnie rzucił się na ratunek dlatego też władcy się nic się nie stało, ale Joergen przepłacił pomoc życiem, własnym wskutek przeziębienia, a raczej powikłań po nim, zmarł i wymeldował się z tego świata. Tycho dowiedział się wtedy, że jego zainteresowanie astronomią nie jest akceptowane wśród bliskiej rodziny, traktowane jako trywialna fanaberia,gorączka, i tyle, ale Tycho odziedziczył spadek po ojcu, i kazał rodzinie padać, czy spadać na najbliższą gwiazdę, no może jednak nie, ale sam wyjechał. Zwiedził Uniwersytet w Wittenberdze, osiadł w Rostocku, ukończył tam studia, ale chemia, czyli alchemia, medycyna, astrologia, i oczywiście obserwacje gwiazd. Nie odbieram wiedzy, i sprawozdawczości Tychonowi, dlaczego łączył tyle wiedzy? A no z powodów dwóch: po pierwsze nie istniała wtedy konieczność specjalizacji wiedzy było tyle, że można było objąć ją rozumem, jednym, po wtóre: wierzono wtedy, że gwiazdy wpływają na los człowieka, stawiano horoskopy władcom i władczyniom, można ten ślad odnaleźć w podaniach. I historiach. I histeriach.I w języku mówi się przecież urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą. No chyba, że nazywa się Sulejman,tak ten Sulejman Wspaniały… Tycho przewidział jego śmierć na podstawie zaćmienia Księżyca, i postawionego przed siebie horoskopu, oczywiście,ale oczywiście dodam Sulejman wtedy miał osiemdziesiąt lat, śmierć nie była niespodziewana, nie żeby ludzie w tym wieku musieli nachylać się nad grobem, własnym, ale dodam jeszcze jeden szczegół… Sulejman zmarł kilka tygodni przed zaćmieniem, i przed postawieniem horoskopu. No, ale poszły konie po betonie… A że o Tychonie wiadomo nie tylko to, że patrzył w gwiazdy bywał także tu i tam, i jeszcze gdzie indziej, myślę, że dzisiaj byłyby gościem, który ma konta na portalach społecznościowych. Lubił suto i dobrze zjeść, towarzystwo kobiet, intelektualne rozkminy, pojedynki na miny, no dobrze, może nie na miny, ale na minę wedle jednej z legend, pojedynek wsadził go na minę, tak, że żadnych min… No ale…

Dziesiątego grudnia rozgorzała kłótnia między Tychonem Brahe, a arystokratą o swojsko brzmiącym imieniu i nazwisku: Manderupem Parsbjergiem, ale to jeszcze nic siedemnaście dni później, na przyjęciu z okazji świąt grudniowych, cóż rzucili się na siebie, bynajmniej, nie z miłości! I bynajmniej nie w ramiona, chociaż… Podobno przyczynkiem kłótni miały być drwiny z przepowiedni jaką uczynił Tycho podczas gdy Sulejman już nie żył. Dwa dni później o godzinie dziewiętnastej, spotkali się panowie na udeptanej ziemi, i Tycho otrzymał… Cios w nos. Do końca życia musiał zakrywać twarz płachtą gdyż stracił w w wyniku starcia część przegrody nosowej, a wedle podań innych, miał być to czubek nosa. Gdy klej puszczał Tycho obrał sprawy w swoje ręce i oczywiście, plask dodawał kropelkę, albo dwie kleju, co kropelka sklei sklei… I tak dalej. Brache słynął nie tylko z tego, że miał ze sobą magiczne puzderko, ale także ze swoich dziwactw w swojej posiadłości łosia, który lubił pijać piwo, raz spadł ze schodów i zdechł. Był też karzeł, no i jasnowidz, jasno nie widział, że łoś spadnie, a jego pan będzie miał problemy z nosem, a nie problemy w nosie… Chociaż… Podobnież miał powiedzieć,a raczej napisać w.. Ale, zaraz, zaraz po kolei . No nic. Dla miłośniczek i miłośników dat czternastego maja tysiąc pięćset sześćdziesiątego ósmego roku Tycho otrzymał oficjalną obietnicę od króla Fryderyka II, że zostanie powołany na kanonika w katerze w Roksilde na Zelandii. Przy czym należy zaznaczyć, że jak wszyscy kanonicy nie pełnił on obowiązków o charakterze religijnym, a do pełnienia urzędu koniecznym było namaszczenie przez króla. Tychon poszedł był sobie w podróż… Do Augsburga przez Wittenbergę i Bazyleę. Odwiedzał rodzinne strony, gdy rozeszła się wieść, że ojciec biologiczny zaniemógł poważnie. Otto Brache zmarł w wieku pięćdziesięciu ośmiu lat. W spadku zostawiając Tychonowi i jego bratu Steenowi ogromną posiadłość w Knudsrup. Potem Tychon zamieszkał u swojego wuja, u tego, który od zawsze wspierał jego astronomiczne wybryki. Tychon mówił, że to właśnie on jako pierwszy wuj Steen rozpoczął produkcję papieru i szkła w Dani dla mas. I tak oto w rodzinnym siedliszczu Tychon astronom poświęcił się pasji alchemicznej, ale oto nastał wieczór jedenastego listopada tysiąc pięćset siedemdziesiątego drugiego roku… Tychon przechadzał się dobrze znaną drogą bowiem wracał z laboratorium do domu, zapamiętując gwiazdy na północnym niebie… I wtem zauważył coś nie spotykanego jakiś jasny punkt. Nadzwyczaj jasny i nowy tak jasny jak gwiazda Wenus, którą można było zobaczyć w bezchmurny dzień. Także nie można było go przeoczyć! Coś błyszczy się w chmur dali A że gwiazdy zwiastowały życie na Ziemi, a raczej jako w niebie tak i na Ziemi, i układały nici życia ludu, to była to wieść najwyższej i najciężej i najjaśniejszej (sic!) wagi i powagi. Należy dodać jeszcze jedno, wedle ówczesnej wiedzy autorytetów w dziedzinie astronomii układ ciał niebieskich był stały, niezmienny w czasie i przestrzeni, tak więc gwiazdy nie mogły się rodzić, ani umierać, ani spadać. Niebo bowiem jest doskonałe ze swej istoty, więc podważenie koncepcji doskonałościowej równocześnie wiążę się z tym, że dezorganizujemy ład na Ziemi. To nie były czasy tak rozumianego jak dziś pluralizmu w nauce, której zręby dopiero na oczach Tychona się tworzyły także za sprawą właśnie ludzi jak on sam. Chociaż pluralizm naukowy dzisiaj to kwestia dyskusyjna i przekraczająca ramy dzisiejszej opowieści. Jedna z obserwacji Breche nie potwierdziła jego intuicji i mógłby być to inny obiekt np kometa, wtedy wierzono, że obiekty te niżej latają tak tuż przy powierzchni Ziemi, a atmosfera rozpościera się aż do Księżyca. Tycho ukończył wtedy budowę sekstantu i cały swój wolny czas, który zapierniczał niezwykle szybko, poświęcał był obserwacjom gwiazdy dziwnej. (Sekstant to nic innego jak rodzaj kątomierza stosowanego w żeglarstwie, ale i astronomii, służący do określenia wysokości ciał niebieskich nad horyzontem, a także kątów poziomych i pionowych pomiędzy obiektami widocznymi na Ziemi, tyle, że ten stosowany przez Tychona był bardzo duży). Skoncentrował się on na poszukiwaniu śladów zmian paralaksy, a to świadczyło by, że Ziemia krąży w okół Słońca, ale tychże Tycho dowodów nie znalazł. I o ile na początku nie zmieniała ona swojego blasku jaśniała tak samo mocno, ani usytuowania w przestrzeni, to od grudnia tysiąc pięćset siedemdziesiątego drugiego zaczęła przygasać. Za sprawą nagabywań kumpli po fachu Tychon skrobnął traktat (jakich wiele na ten czas się ukazywało) czynił to niechętnie i zawile, ale można odnotować, że rok później zawitała na rynku De nova Stella. Pisałam, że miał on problemy w nosie? A i wspomniałam o tym, że wrócę do tego aspektu, tak więc wracam. Musiał mieć problemy w nosie zwracając się do szerszego grona osób, które to grono go krytykowało za terorie, które głosił, że są oni: tępakami i ślepymi oglądaczami nieba. I to jest o tyle ciekawa publikacja nie ze względu na inwektywy kierowane pod adresem adwersarzy, ale ze względu na fakt, że w niej po raz pierwszy mówi się o nowej gwieździe. Dzisiaj wiadomo, że istnieją dwa rodzaje gwiazd nowych. Jedne z nich występują często i są jasne, drugie o wiele rzadziej i są jeszcze jaśniejsze, i te nazywamy supernowymi. Uczyniono tak by podkreślić ich wyjątkowość tj. rzadkość występowania i jasność, i dziś uważa się, że to co obserwował Tycho to właśnie była właśnie supernowa. Tyle, że nie podniecano się, że aż tak jasno świeci, ale to, że coś nowego pojawiło się w chmur dali. Tycho porównał ją do tej, którą zaobserwował Hipparch w sto dwudziestym piątym roku przed naszą erą. A wokół panowała wojenna zawierucha, nie, nie jedna. Także nie czas żałować traktatów gdy płoną lasy, domostwa, i następuje piekło na ziemi.

Supernova Tychona wygląda tak, źródło. A dokładniej: Zdjęcie SN 1572 w promieniowaniu rentgenowskim wykonane przez Teleskop kosmiczny Chandra.

Zawirowania tak na niebie jak i na Ziemi, z tym, że włączając w to konflikty zbrojne nie przeszkodziły Tycho osiąść w związku nie małżeńskim, ponieważ kobieta pochodziła z niższej warstwy społecznej, wiadomo o niej tyle co nic, ale na pewno to,że z tego powodu wielki uczony nie mógł sformalizować związku, nie wiadomo, czy Kristine, była córką rolnika, czy duchownego, czy służącą w zamku, gdzie rezydował Tycho. Warto wspomnieć o szczególnym prawie duńskim jeśli kobieta zamieszkiwała z mężczyzną, dysponowała oddzielną parą kluczy i zasiadała do wspólnych posiłków to wedle przepisów po upływie trzydziestu sześciu miesięcy można mówić o związku małżeńskim. (Dla ścisłości: po pewnym czasie, jaki upłynął od śmierci uczonego jego rodzina pochodzenia podpisała dokument zaświadczający o tym, że wszystkie jego dzieci, zarówno te, które zmarły jako niemowlęta- sztuk dwie, jak i cztery córki i dwóch synów pochodzili z prawego łoża). W tysiąc pięćset siedemdziesiątym czwartym roku Breche dawał wykłady na uniwersytecie Kopenhaskim. Rok później osiadł w Bazylei, ale król chcąc się grzać w sławie astronoma, chciał zatrzymać Tychona w kraju i dlatego podarował mu wyspę Ven, małą bo małą (Jeśli mierzyć najdłuższą przekątną wyspy to mierzy ona trzy mile) ale jak to się mówi ciasne, ale własne, zwłaszcza, że oferował także Tychonowi wikt i opierunek, które obejmowały również pokrycie kosztów budowy domu wraz ze wszelkimi wygodami i utrzymanie. Wybudował, a jakże także obserwatorium, które nazwał Uranienborg, które obrastało w najnowsze przyrządy, bibliotekę suto zaopatrzoną stało się miejscem świeckich pielgrzymek osób, które chciały współpracować z mistrzem. Zakupiono taką nowinkę jak prasę drukarską, by móc wydawać własne pisma i książki lub czasopisma, a żeby nie być zdanym na reglamentacje papieru to zbudował maszynę do jego produkcji, z czasem zbudowano także drugie obserwatorium, a wszystko było wpisane w układ. Słoneczny oczywiście, układ budynków był jego odzwierciedleniem, a i jeszcze jedno nadano mu, Tychonowi, także ziemie na kontynencie co pozwoliło na świeży strumyczek gotówki. Tej ofercie astronom się nie oparł. Zwłaszcza, że z wyspy rozciągały się doskonałe widoki…. Na koniunkcje Marsa i Księżyca. Oczywiście,bo jakież inne? (Koniunkcja ma miejsce wtedy gdy dwa obiekty astronomiczne ustawiają się w jednej linii z osobą, która je obserwuje, tak więc można mówić, że zaćmienie Słońca jest to koniunkcja, w której Księżyc znajduje się przed jego tarczą). Dostać taki prezent, przepraszam docenienie pracy przed swoimi trzydziestymi urodzinami, z rąk króla, fajnie, nie? Tyle, że Tycho uważał, że ona mu się należy. Tyle, że nie był skory do wypełniania gospodarskich obowiązków, które dostał w pakiecie, a i jeszcze jedno w tysiąc pięćset siedemdziesiątym dziewiątym objął posadę kanonika,tak, dopiero wtedy. Przez dwie dekady prowadził żmudne obliczenia ruchu planet, ale jego mrówcza praca gdzieś na obrzeżach kosmosu nie poszła w niwecz, ponieważ Kepler na podstawie jego tablic objaśnił orbity, ale to już po śmierci uczonego. Niemniej w tysiąc pięćset siedemdziesiątym siódmym roku Brache zaobserwował jasny obiekt, który okazał się kometą, a na podstawie tego jak się poruszała dowiódł, że nie jest to lokalne zjawisko, to znaczy, nie występuje bliżej Ziemi jak wtedy sądzono, ale po przemieszcza się pomiędzy planetami i co więcej, przecina ich orbity! Tak więc wszechświat nie jest zastygnięty i uporządkowany w swoim krajobrazie! I kometa przemieszczała się w miejscach gdzie jak sądzono ciała te powinny się znajdować, więc…

A i jeszcze jedno! Ponieważ wcześniej ten sam obiekt widziano w innych europejskich stolicach i uczeni chociażby z Paryża sądzili tak samo. Kometa musi się poruszać! Na podstawie obserwacji wcześniej wspomnianej Supernovej jak i tej komety Tycho popełnił w dwóch tomach Wstęp do nowej astronomii. Gdzie nakreślił swoją wizję świata, a raczej wszechświata. I tu zatrzymajmy się chwilę. Nie jest tak, że nowe idee, patrz przewrót kopernikański, spadają z nieba, jak gwiazda, czy, że biorą się z powietrza, albo jak chcą niektórzy, a ja jestem gorącą przeciwniczką takiego postępowania, kradnie się je, czytaj: kopiuje inspiruje. Nie, są także drogi pośrednie, i taką wizją była wija Brache, czego możemy się domyślać, po tym jak przywołałam chociażby, że nie zauważył on śladów zmiany paralaksy. Jego wizja, zwłaszcza, że wtedy uznany był już jako autorytet,a jego pomiary gwiazd jako najbardziej dokładne, to coś pomiędzy Ptolemeuszem, a Kopernikiem. Dlatego, że Ziemia znajdowała się w centrum wszechświata stanowiła nieruchomy punkt odniesienia. Stałe gwiazdy, Słońce i Księżyc krążyły wokół niej. Z tym, że Słońce znajdowało się w centrum orbit, po których krążyły: Merkury, Wenus Mars, Wenus, Saturn. Tycho wyznaczył nie tylko epicykle, ale również deferenty wyjaśniał w ten sposób dlaczego Słońce porusza się właśnie tak, wespół z planetami, pozbył się z ziemi centrum orbit planetarnych, a w zamian domniemywał, nanosił położenie gwiazd stałych. znajdowały się od nas w odległości 14 000 raza większej niż promień Ziemi. Warto jednak zaznaczyć, że rozumiał on orbity jedynie jako relacje geometryczne, które mają za zadanie opisać ruch planet, a nie jak coś namacalnego istniejącego materialnie. To znaczy, że nic, ale to nic nie podtrzymywało ciał niebieskich w przestrzeni, zawieszone one były na niebie i istniały w sposób autonomiczny. Chociaż tu mamy niejaki krok wstecz, nie mógł wyimaginować sobie, chociażby na zasadzie eksperymentu, że Ziemia może się poruszać traktował to jako fantasmagorię, czy absurd. Jako argument przywoływał doświadczenie z kamieniem, był bowiem przekonany, że jeśli taki spuścić z wysokiej wieży, niekoniecznie otoczonej fosą, to spadł by on po drugiej stronie, w skutek obrotu jaki dokonałaby Ziemia wokół własnej osi. Kiedy to Breche drukował swoje drugie dzieło zmarł król, który roztaczał nad nim swój parasol ochronny, a jego następca, Fryderyka II, ma się rozumieć miał zaledwie lat jedenaście, dlatego ustanowiono prawie czterech jego opiekunów, którzy mieli sprawować władzę, czy też doradzać mu jeszcze przez lat dziewięć. Na początku wydawało się, że jest bezpieczny, nie tylko dlatego, że był uznanym autorytetem, pierwszym astronomem, który podejmował tak znamienitych gości jak król Jakub I Stuart, ani też dlatego, że zdecydowano się pokryć jego długi, no tak, poszalał wznosząc drugie obserwatorium. No ale Brache przeszarżował obrażając kliku znamienitych szlachciców, czy to w trakcie bankietów na których lubił bywać, czy to przy innych okazjach, krąży przekonanie, że zawsze mówił to co myśli,ba nawet pisał to co zrodziło się w jego neuronaliach, i to w chwilach uniesienia gniewem, tak jak wspomniałam wcześniej, w prostych słowach, nie bawiąc się w żonglowanie eufemizmami. Zresztą, co tam, etykieta, protokół, on śmiał pozwalać swojej niżej urodzonej żonie zasiadać z nim do stołu, więcej na honorowym miejscu! No nie był lubiany w towarzystwie, zaniedbywał obowiązki, które wiązały się z dbaniem o kaplice, a i wdawał się w spory nie tylko z możnymi, ale i dzierżawcami ziem, które nadał mu Fryderyk II chcąc go zatrzymać na terenie ówczesnej Danii. Niemniej jednak nadal czynił obliczenia i patrzył w gwiazdy. Wraz z koronacją Krystiana IV ( tudzież Chrystiana) nastały na dworze nowe porządki, i nie nie chodzi tylko o roszady, i inne zabawy, wręcz przeciwnie, król nie tylko zaczął oszczędzać, cofnął prawnie nadane ziemie Tychonowi i uszczuplał fundusze na obserwatoria, czy szerzej na funkcjonowanie wyspy. W chwili gdy monarcha obciął mu roczny dochód ten stwierdził, że wcale nie musi prowadzić obserwacji astronomicznych. Nie musi prowadzić obserwacji astronomicznych w Danii, zabrał swój skromny dobytek. Spotkać się można też z taką opinią, że Brache został wygnany z kraju, rzekomo za romans z matką młodego króla, Zofią, jednakże ani romansu nie stwierdzono, ani wygnania nie było.

No dobrze zaszalałam, nie, Tychon był majętny, bardzo majętny wyruszył najpierw do Rostocka nie tylko z dziećmi i żoną, ale ze świtą, przenośną prasą drukarską, no rodzajem laptopa i dwudziestoosobową delegacją nienależącą do rodziny, a potem na kilka miesięcy do Kopenhagi, gdzie ochłonął napisał do Krystiana, króla Krystiana list, który miał być gołębiem pokoju, a pogorszył sprawę napisał, bowiem, że gdyby mógł prowadzić swoje obserwacje w kraju nie odmówiłby. Króla rozjuszył przede wszystkim ton, w jakim napisany był list, mianowicie fakt, że jakiś tam astronom, śmiał się równać z królem, po obrażał go w odpowiedzi, wspominając, że żebrze on o posadę na innych dworach. Tak dostał taką od Rudolfa II (Cesarz liczył, że nadworny matematyk i astrolog będzie doskonałym źródłem wiedzy, a raczej horoskopów, ale Brache miał porzucić te praktyki wiele lat wcześniej), osiadł nieopodal Hamburga. Zostawiwszy rodzinę w Dreźnie przybył do Pragi roku tysiąc pięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego, został nadwornym matematykiem. Nie tylko zaoferowano mu wysoką pensję, ale miał sobie wybrać jeden z trzech zamków, by tam założyć obserwatorium wybrał lokum znajdujące się trzydzieści pięć kilometrów od Pragi, miasta tego bardzo nie lubił, a podmiejska posiadłość nie tylko była wyposażona w obserwatorium, ale pozwalała się schronić nie tyle przed zgiełkiem miasta, ale przede wszystkim zawieruchą wojenną i zarazą, która szalała na ten czas… Przed przyjazdem do Pragi poznał Johannesa Keplera, tak tego Keplera. Dokładnie tego, o którym uczyliśmy się w szkole na lekcjach fizyki, ale ten fragment życia, które zresztą już się kończy, ba! W chwili kiedy to piszę już daaaawno dobiegło końca. Wspomnę że dwudziestoośmioletni chłopak znalazł zatrudnienie w tysiąc sześćsetnym roku (dla tych co lubią daty), a dla tych co lubią ciekawostki dodam, że nie tylko parał się matematyką, w te klocki, a raczej liczby był bardzo dobry, może matematyka była jego remedium na chwiejność nastrojów i hipochondrię, na którą cierpiał? Zatrudniając się u nestrora miał swój zamysł, mianowicie liczył i liczył i liczył i również liczył przynajmniej na dwie rzeczy, to znaczy, że odziedziczy obliczenia poczynione przez Brache, które będą zaczynem, a raczej które potwierdzą jego własne teorie, samodzielnie nie mógł prowadzić obserwacji gdyż w wyniku powikłań po ospie miał uszkodzony wzrok, co skutkowało dużą wadą wzroku. Sprawa była skoplikowana, i Brache liczył na to, że wykorzysta uzdolnienia młodego Keplera, a znajdomość burzliwa, gdyż asystent często i jakoby bezwiednie miał wpadać w furie, ale potrafił się przyznać do błędu, Brache miał, czy też umiał wybaczyć, mało tego, przedstawił młodego matematyka cesarzowi, wstawiając się za nim, i prosząc o wsparcie finansowe dla młodego uczonego. Kepler martwił się, że to co jawiło się na horyzoncie zdarzeń jako szansa, stanie się pułapką, on sam nie zdobędzie sławy, a jedynie stanie się wyrobnikiem,czy parobkiem, a wszystkie dane, spóścizna uczonego zostanie odziedziczona przez rodzinę. Kepler, który był asystentem Breche w swoim kontrakcie asystenckim zastrzegł, że nie będzie uczestniczył w ucztach, które Tycho bardzo lubił, no, że co? A no tak, nie inaczej.

Jedno z obserwatoriów Tychona, robi wrażenie? [źródło].

Zleciwszy Keplerowi nowe zabawy matematyczne sam Brahe udał się wieczerzać, skąd mógł przypuszczać, że będzie to jego ostatnia wieczerza? Może gdyby nie zaprzestał stawiania horoskopów? Nie wiem, nie wyznaję się, w takowych praktykach nie pokładam wiary. Trzynastego października roku tysiąc sześćset pierwszego udawszy się do swego sąsiada praskiego kupca liczył pewnie Brache na noc pełną uciech, nie tylko doskonałego napitku, czy jadła, ale przede wszystkim intelektualnych rozmów, z których zawsze miał być rad, od tańców, czy innych uciech również nie stronił,a więc co mu szkodziło iść? A raczej, co mu zaszkodziło, że musiał wrócić?

Zaniemógł na okropne bóle brzucha, który mu spuchł do niemożebnych wymiarów, Tycho nie tylko nie mógł oddać moczu, ale gorączkował, przez dni dziesięć. Potem objawy miały ustąpić, ale strach przed śmiercią miał się nasilić, Brache wydawał polecenia, nie chciał by jego spóścizna trafiła w ręce asystenta, po tym, jak ten miał wynieść z pracowni tajne obliczenia, a wszystkie zasługi wedle przypisane zostały nie Tychonowi, ale Nicolausowi Reimersowi. Dnia jedenastego Tycho Brache położył się chcąc zażyć najlepszego lekarstwa, snu, i już się nie obudził.

Ta wieść wstrząsneła światem, niemniej niż jasno świecąca gwiazda, a nawet bardziej, ta sprzyjająca Tychonowi zgasła. Biskup Bergen napisał list do byłego asystenta, który pracował dla Tychona, z zapytaniem co było przyczynkiem śmierci, przecież nie mogły być to nagłe problemy z nerkami, wszak pod innym względem uczonemu dopisywało zdrowie. Gruchnęła wieść, otrucie. Podejrzanych na scenie dziejów było dwóch: Johanes Kepler i król Krystian IV. Tak, dodam w gwoli ścisłości, Kepler odziedziczył nie tylko zapiski Tychona, których, ten nie chciał mu powierzyć nawet na łożu śmierci (a może zwłaszcza wtedy, i chciał uczynić wszystko, by do tego nie doszło, jednakże nie wiele mógł zdziałać), ale i stanowisko, został nadwornym matematykiem, a jak pamiętamy ze szkoły, zyskał i sławę, mówi się, że w przeważającej mierze dzięki odziedziczonym dobrom. W miarę upływu czasu mówiło się, że astronom zmarł na mocznicę,że to nagła choroba zdjęła go z firmamentuz doczesnej sceny.

Całkiem niedawno bo w tysiąc dziewięćset pierwszym roku otwarto grób uczonego, i tak dzisiaj wiemy, że mierzył nie tylko wysoko, ale i dokładnie, choć sam był niewysokiego wzrostu, raczej średniego sto sześćdziesiąt siedem centymetrów, nie miał sztucznego nosa, ale na grzbiecie, tam gdzie został trafiony w trakcie wspomnianego pojedynku był uszczerbek, ale nie tylko, w w wyniku przeprowadzonych badań stwierdzono obecność mosiądzu. Toskykolog Bert Kaempe analizując włosy Brache stwierdził, że w ostatnich dniach życia doświadczył przebiegu ostrej mocznicy, która mogła być wynikiem zatrucia rtęcią, ale nie tylko odkryto śladowe ilości arsenu,ale te jak wiadomo w minimalnym stężeniu występują w każdym organizmie. Odkryto także ołów, ale jego poziom także nie mógł być przyczyną śmierci. Za to poziom rtęci mógł dawać do myślenia, bo przecież wedle badań miał o ponad sto razy przekraczać ówczesną dopuszczalną normę. Dziewięćdziesiąt lat po pierwszym badaniu powtórzono je, zbadano korzeń włosa, i wiadomo było, że poziom rtęci wzrósł trzynaście godzin przed śmiercią Tycho, czyli mogła zaistnieć dwukrotna próba pozbawienia go życia. Jednakże, dziesięć lat temu, prawie jedenaście międzynarodowy skład naukowców jeszcze raz podjęło wyzwanie, mierzenia się z przyczyną śmierci Brache. Próbki przebadano w dwóch niezależnych ośrodkach i stwierdzono, że poziom rtęci nie podniósł się nagle, po spożyciu kolacji, ani w wyniku opieki nad uczonym tydzień po feralnym spotkaniu, a dwa miesiące wcześniej.Może na skutek zażywanych leków, następnie poziom uległ obniżeniu. Jednakże nie zatruł się on- jak można by było sądzić – w swoim laboratorium kości nie nosiły śladów. Wedle jednej z hipotez, Brache miał umrzeć w wyniku rozrostu gruczołu prostaty. Przecież nie mógł ulżyć pęcherzowi po tym jak wrócił do domu, a pamiętajmy nie miał daleko. Najbardziej rozpowrzechniona z legend głosi, że na jednym z przyjęć wydanych przez króla nabawił się zapalenia pęcherza, a wedle konwenansów biesiadnik nie mógł odejść od stołu jeśli monarcha dalej przy nim siedział. Jednakże wiadomo, że Brache miał pozycje, nie tylko przy stole, a manierami się zbytnio nie przejmował. Wedle innej opinii miał się nasz bohater nabawić przykrej przypadłości w skutek, czy też podczas podróży karetą z cesarzem, czy też z powodu choroby nerek, zatrzymania moczu w organizmie. Nie wiemy jak było. Jednakże Tycho Brache na stałe zapisał się w historii, nie tylko astronomii. Może pomyślisz o nim czasem, gdy zobaczysz na niebie którąś z jasno świecących gwiazd?

[Marek Grechuta i jego Motorek, źródło].

2 myśli na temat “[545]. Urodzić się pod szczęśliwą gwiazdą cios w nos albo: Ty, chono Tycho Brahe zostań moim brachem, czyli nie tylko o tym, że trzeba mieć nosa do gwiazd.

    1. A jednak głośno brachu, bo nie, nie jest to czeskie nazwisko, chociaż w Pradze bywał. Co do Galileusza i jego przygód, jak wiemy, były i są różne podania dotyczące tego okresu w życiu. Co do charakteru podania też są różne, tak jak wiele razy w historii, nie poruszywszy tychże tematów jednak wiadomo, że to nie on wynalazł teleskop a tą bzdurę powtarzają nawet autorki i autorzy książek współcześnie pisanych…
      Dziękuję za pozdrowienia i pozdrawiam równie serdecznie, dobrego weekendu! Dziękuję za link. 🙂 Dobrej niedzieli!

      Polubienie

Zapraszam do dyskusji :):

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s