Soczystością zieleni trawa rośnie, cieniem łagodnie rzucanym na ziemię oddycha.
Rozplatam (bardziej tam chociaż jeszcze nie tutaj) gęstwinę myśli: ze słów, zapachów, barw, ruchu zanurzone w czasie przepływającym smugą smaku rzeźbiąc zdyszenia pamięci. Zwiędły wiersze śniące o tajemnicach i przestrzeniach. Dawno niekarmione wzorkiem łuskającym gramatykę znaczeń. Głos układa się melodią [co dzie]ń [noś]noś[ci] zmęczeń i zdumień powinności. Ciiii…Sza. [O]! [Pa pa …da]? Da szkicem miejsc(a) i…Fakturą na i przy-po:m(g)nień. Mija.m. Zdziwieniem, (że to) już.
Soczystością zieleni trawa rośnie i cieniem łagodnie rzucanym… Zapomnieniem.
***
Co robił czas sto, dwieście lat temu? Czy tak inaczej padała krop[l]ka słońca?

***
Może Walt [Whitman] miał (rację[?]) wspominając:
Przekazuję siebie w spadku ziemi. aby wyrosnąć trawą, którą kocham.
Jeśli chcesz znowu spotkać się ze mną
szukaj mnie pod podeszwami swych butów
[Pieśń o sobie].