Krótki od[noś] ni(c)k do teks_tu: http://wp.me/p59KuC-16L
Jeżeli (li nie będzie o jeżach, ach…)
Jeżeli ostatnimi czasy zdarza mi się szukać i słuchać muzyki to takiej, która przyjazna jest moim neuronom. Niespiesznie je masuje, daje wy_tchnienie. Piszę jak najbardziej poważnie. Nie jest to (tylko) zgrabna meta_for_a.
Jeśli szukasz skroplonego w dźwiękach i wydzwiękach impro_wiza_cji i innych przepustek do lepszego świata, gra tego Greka wychowanka Tatiany Nikolayevnej oraz Rudolfa Serkina jest w sam raz dla Ciebie, a jeśli nie, to przynajmniej skosztuj. To, że Eicher zdecydował się podpisać z nim kontrakt, było nobilitujące, niczym wypisanie biletu w jedną stronę. Stronę światowego jazzu, oczywiście. O nim już wspomniałam [tutaj]. Co nie znaczy, że nie można zażyć powtórnie dawki kojącej radości. Wiem, wiem, Akroasis (bo o tym albumie dzisiaj), składa się z adaptacji na fortepian (jakżeby inaczej?) bizantyjskich hymnów, które wykonuje się w czasie Wielkanocy, więc tak jakby nie to święto, jakby mi się policzkowało. Tsabropoulos czerpie pełnymi garściami z tradycji swoich przodkiń i przodków. A jednocześnie potrafi, wiem, że to patetycznie i Herbertowsko zabrzmi, być wierny sobie, intuicji i i… Improwizacje przychodzą mu lekko,jak gdyby od chcenia i od niechcenia zarazem, teraz-zaraz i zaraz-potem, płynnie obraca powietrze w palcach by włożyć weń dźwięk. Zwiewnie wplata w nie niuanse harmoniczne. To się nazywa erudycja. Erudycja, która chroni i koi moje neurony i prostuje [myśl_ni(c)k]. Można nazwać wydany na płycie materiał para_doks_em, gdyż choć jest zwarty, krótki i treściwy, to nie męczy i nie międli osoby słuchającej i odpocząć przy dźwiękach chcącej. Wiem, że to album nie nowy, ale przecież nie o to chłodzi, jest to materiał do którego nawet po czternastu latach wraca się z chęcią, i ciekawością [ciekawością, którą nie zawiera żadnej ości, a tylko samą pieszczotę smaków]. Nie, to nie jest nostalgia, to tkanie radosnych oksymoronów. Albo po prostu, dobra muzyka, która doskonale komponuje się z szybko zapadającym zmierzchem, i zaopiekowanymi kubkami smakowymi…
Zatem smacznego!
Ach, stracona okazja do całkiem zacnej przewrotki językowej: skoro jest już masaż, należałoby jakoś cichaczem przemycić również masarza 🙂 (nawiasem mówiąc nie wiem dlaczego sprawdzacz mi podkreśla słówko „masarza”, przecież jest ono w słowniku PeWueNu pod redakcją Stanisława Dubisza, wydania z lat 2003 do 2008)
Myślisz, że znaczeń nie było by za dużo? :).
Myślę, że przy tej ilości znaczeń, którą już wplotłaś w tytuł, jedno w tę czy we w tę nie zrobiłoby już wielkiej różnicy 🙂
Szczerze nad tym myślałam, ale stwierdziłam,że mocarny masarz to już przegięcie. Obiecuję, że kolejny wpis będzie przejrzysty bez []/ i innych przeinaczeń… Album polecam, a mnie także „masarza” podkreśla…
Muzyka masująca neurony ! U mnie to zależy od wielu rzeczy np pogody. Wczoraj słuchałam piosenek ze starych musicali, dzisiaj rocka…
Cześć! 🙂
Zgadza się, nie ma jednego typu. I to jest piękne. Zależy od pogody, od warunków, od kondycji, nastroju. Chociaż sympatyzuję z jazzem i klasyczną, słucham też innych. To tak jak z książkami, nie zdążymy przeczytać, albo przesłuchać wszystkich upatrzonych, czy zauważonych w ciągu życia… A czego lubisz słuchać?
Ostatnio wałkuje Cohena, bo nie mogę mu wybaczyć, że nas opuścił. Poza tym do obrzydzenia słucham francuskich ballad. Muzykę klasyczną słucham zawsze w aucie, bo mnie powstrzymuje przed wrzeszczeniem na kierowców, którzy różne dziwne rzeczy robią na drodze. Jazz i blues kocham. Rock kocham, jak muszę naładować akumulatory. Z córka szaleję do ostatnich szlagierów (nikt nie jest idealny)
Idealność jak perfekcjonizm można sobie wsadzić w… Buty. Chociaż nie jestem na wrząco z ostatnimi szlagierami (co nie znaczy, że bym ich nie chciała posłuchać) z chęcią podyskutuję na temat jazzu, czy bluesa. O klasycznej też tu trochę zdarzyło mi się pisać. Przy muzyce, która ma wyraźny rytm i może mieć dwa takty na krzyż, może nie ćwiczę, ale czasami słucham przed ćwiczeniami. Niedawno w Polsce ukazała się płyta Łukasza Łanuszki z odświeżonymi tłumaczeniami Leonarda: