Przechodzę nie tyle od młodości do starości, bo mam takie przeczucie, że w tej ostatniej zagnieździłam się od jakiegoś czasu, ale przechodzę kryzys czytelniczy. Nie będę się tu wdawała w szczegóły, chociaż to podobno w nich siedzi diabeł, może właśnie dlatego?dobrze, że nie chodzi. Tylko nieruchomo tkwi, jakżeż można tkwić ruchomo? Ale nie o tym. Zorientowałam się, że od pewnego czasu nie było tu nic o muzyce. A, że pewien pianista przekonuje, że wszystko ma swój czas. I robi to w sposób dobry (muzyczny) i do tego owy jazzowy. Nie sposób zgadnąć co będzie tematem przewodnim dzisiejszego wpisu.
Zwłaszcza, że album jest lekki, łatwy i przyjemny (nie mylić proszę z przyziemnym).

Znajdziemy tutaj siedem kompozycji Izraelczyka, i sześć zapożyczonych, od chociażby Alexandera Scriabine‚a po Cohena, którego Hallelujah zamyka niniejszy album.
. Tak więc spokojnie może to być album od którego możemy próbować zaprzyjaźnić się z magicznym (i nierozumianym [?]przynajmniej dla niektórych) gatunkiem jakim jazz jest, yes, yes, yes! Wiem, że Yaron Herman (o którego dokonaniach już wspominałam) bo o jego albumie cały czas mówimy, gra w sposób matematyczny,czy może być inaczej jeśli pobierało się lekcje u Ophera Brayera? I owy sposób gry dla niektórych wystarczający argument, by nie słuchać, drugim argumentem jest dobór repertuaru jazz to jazz, a nie muzyka pop(ulatrna) albo nie daj Losie klasyczna. Moim zdaniem niesłusznie. Przypominają mi się słowa Chłopeckiego, który był za utrzymaniem podziału gatunkowego na muzyki, a mówienie o jednej (dobrej albo złej) uważał tyleż za przejaw mizdrzenia się do publiczności, co niekompetencji i nieuctwa prelegentów*. Cóż, każdy człowiek ma prawo do własnego zdania. Słuchając albumu A Time for everything pojawiają się pytania (nie sądzę, by były one przypisane tylko do tej płyty) na ile pozwalamy (nie pozwalamy) się stworzyć nauczycielom/kom,autorytetom [w grze Yarona słychać Jarretta,(do którego jest już porównywany) od wielu lat, ale także Paula Bley, czy John’a Coltrane’a, nie sposób nie usłyszeć Bacha, ale i, czego jesteśmy świadkiniami i świadkami tutaj przywoływania motywów muzyki popularnej kulturze, w której jesteśmy zanurzeni, zanurzone, jak zmienia nas formalna edukacja (przecież widać sznyt odebranej, zwłaszcza muzycznej — jeśli przysłuchamy się w jaki sposób rozwija/ł się jazz). Tak czy owak warto zanurzyć uszy. Czy to znaczy, że jazz (albo inny gatunek muzyki) wraca do Listów ? Stanowczo: nie. Wszak nie może wrócić to, co nigdy nie zostało (po[d])rzucone. Jeszcze jedno, albumu fajnie słucha się wieczorem, albo w nocy. Otóż, jestem zdania, ze jest to właściwa pora (i nie chodzi o warzywo) do zażywania (albo czasami zżywania- nie mylić proszę ze zżymaniem) muzyki, kiedy wszystkie światła gasną, zasypiają pośpiech, zmartwienia, powinności i zabiegania.
(O bieganiu, też już było).
Artysta: Yaron Herman
Tytuł albumu: A Time for Everything
Data realizacji: 2007 rok.
Wytwórnia: LaBorie Jazz Records
Gatunki: Contemporary Jazz / Post-Bop/Progressive Jazz
Czas trwania: 65:37
Lista kompozycji:
1. Army Of Me (Björk) (6:05)
2. Stompin (Yaron Herman) (3:42)
3. Layla Layla (Natan Alterman / Mordechai Zeira) (5:25)
4. Interlude (Yaron Herman / Matt Brewer / Gerald Cleaver) (1:10)
5. Toxic (C.Dennis / C.Karlsson / P.Winnberg / H.Jonback) (4:30)
6. Neshima (Yaron Herman) (5:19)
7. Paluszki (Yaron Herman) (5:22)
8. Prelude No.2 in B flat Major, Opus 35 (Alexander Scriabine) (2:34)
9. Message In A Bottle (Sting) (4:46)
10. MMM (Yaron Herman) (6:05)
11. Monkey Paradise (Yaron Herman) (3:55)
12. In The Wee Small Hours Of The Morning (David Mann / Bob Hilliard) (5:33)
13. El Toro (Yaron Herman) (3:27)
14. Hallelujah (Leonard Cohen) (7:45)
Sprawcy zamieszania:
Matt Brewer — bass
Gerald Cleaver — perkusja
Yaron Herman — piano
[źródło nagrania].
*Chłopecki nic nie wspominał o prelegentkach.